wtorek, 31 grudnia 2013

jestem.szczęśliwy___________łatwopalny

Pierdol się 2013sty, mam cię w dupie 2013sty, dobrze, że już Cię nie ma 2013, 2013sty mi dojebał. 2014sty będzie zajebisty, 2014sty to będzie dopiero rok. 2014sty będzie milion razy lepszy niż ten zjebany 2013sty. Dużo jakiejś agresji od wielu z nas na tym przełomie. Dobrze, że jestem od tego odłączony. 

Mimo, że Cię tu dzisiaj ze mną nie ma fizycznie. Mimo, że czekałem i mocno Cię wypatrywałem przez ten cały 2013sty. Mimo mimo mimo, że nabiłem sobie limo nie raz, ale się zagoiło to mimo limo. To... no cóż tu napisać... no co? Że jestem wdzięczny? Jestem. Mógłbym być bardziej, mógłbym być mniej.

W zasadzie bez postanowień. Bez oczekiwań. Cholera dziękuję jakoś nawet za to wszystko co było i jak to wyszło.

Miało być poetycko, srycko, a jest po prostu. I tak jest najlepiej.

TAM GDZIE DOBRZE___dopisałem na tablicę przed chwilą. Idę dam gdzie MI dobrze.

Żeby być nadal ŁATWOPALNY___tylko świadomie. Miłego słuchania - czytaczu.


https://www.youtube.com/watch?v=W_u2tdbakBU

poniedziałek, 7 października 2013

ostatnie.urodziny.godziny.

00:00 23:23 14:14 19:19 12:12 20:20: 21:21 8:08 10:10 9:09 13:13 11:11 15:15 17:17 16:16 18:18 22:22

Ktoś mnie kocha. Nie tutaj. Nie czuję. Nie teraz.

Ostatnia próba zakończona niepowodzeniem. Samozniszczenie za już... Chciałem. Poczułem. On nie chciał. Tracę. Ostatnia to była próba. Ostatnia to sraczka. Napiszę 1.01.2014 roku. Minie rok pisania. Minie rok czekania. Zobaczymy. 

Bez wymyślania scenariuszy. Tych na dobre i na złe. Znajdę wreszcie. Czy tego chce czy nie. Moje szczęście. Jak pory roku Wiwaldjego. Bez wymyślania, żeby się zaskoczyc, bez wymyślania, żeby się rozczarowac. 

Smutnawy jestem. Śpię dużo. Chcę odstawic alko. Ale chcę pojechac gdzieś w trawy zielone i śnieg padający wciągający. Nie czuję, żebym dał radę na trzeźwo ten świat na dzisiaj.

M. Dobry kumpel. Ma rację. Wszechświat już wie czego szukam i czego chcę. Wystarczy ciśnienia. 

Teraz ja.

czwartek, 26 września 2013

a.w.główce.marzeń___stop

Postaram się pozwolic sobie na słabośc i odpuszczenie (bynajmniej nie grzechów). Postaram sobie pozwolic na bezradnośc. Bo zawsze dawałem radę. A teraz się to do mnie dobija. Odpuśc. Odpuścic. Odpuszczam. Postaram się. To mogę zrobic sam.

Potrzebuję tego, żeby ktoś się mną zaopiekował. Żebym się dał zaopiekowac. Tego już sam nie zrobię. Tego upatruję sobie w relacji. Bo tak mało tej opieki było. Za mało. A tak by było fajnie miec tego więcej. Nie chodzi o podsuwanie jedzenia pod nos. Nie chodzi nawet o bezpieczeństwo. Nie chodzi o mówienie misiu pysiu Adasiu. Wow... nawet nie wiem o co chodzi. Co to znaczy? Tak mało to znam. Tak bardzo zawsze musiałem dawac radę i opiekowac się nie sobą, a kimś. WOW. Jakby to było dac się zaopiekowac sobą? Jej... naprawdę nie wiem. Nic mi nie przychodzi do serca i głowy. Poszukuję OPIEKACZA. Kto mnie OPIECZE? śmiech.

A w główce marzeń sto. A w sercu marzeń sto i więcej. Jestem w trakcie ostatniej próby. I nie jest to wyzywanie losu, że jak się nie uda to się pochlastam i już nigdy więcej. Bo co to ten los i co to ten Bóg? Po prostu. Chciałbym bardzo, ale przecież nie zrobię więcej niż mogę. A jak się nie uda, to dzisiejsza noc dała mi odpowiedź jakie są moje potrzeby i te będę wypełniał, szukając OPIEKACZA. I już więcej nie napiszę. A w główce marzeń stop.

W jesieni jest coś z odpuszczania. Impreza przenosi się do podziemi gdzie wszystko dudni i skacze, a na powierzchni jest taki spokój. Takie bezciśnienie. 

I znowu. Kobiety mnie na nogi rude stawiają. Dziękczynnie. Dziękuję.

czwartek, 19 września 2013

pełne.olśnienie.w.pełnię.

Ja pierdolę!

30 dni bez pisania. Ten miesiąc był jednym wielkim spadaniem w sraczkę, w gówno, aż poczułem się totalnie sobą obsrany.

Obudziłem się wczoraj po popołudniowej drzemce. Dół. Constans ostatnio. Myślę sobie, napiszę do O. komuś muszę, a do Niej dawno nie pisałem. I tak planuję w głowie co napiszę. Że to, że chuj z tym, że ja pierdolę, że już nie mogę, że dół, że dlaczego. A potem! JEB! Obuchem w łeb! CO SIĘ DZIEJE!!!!???

Pytam się, kiedy to się stało? Kiedy stało się to, że myśl o posiadaniu faceta, byciu w związku zdominowała WSZYSTKO, najwszystko! Każda myśl, każdy ruch gałek ocznych był oddany wypatrywaniu Ciebie. Nie ma Cię. Kurde! Dół za dołem, poszedłem w jakieś chlanie samotne bezsensowne, praca, dom, drinki, sen, kac, dół, praca, łzy pod prysznicem. Kiedy to się stało, że myślenie i czucie o miłości zaczęło byc biczowaniem siebie mnie?

Rzuciłem pilotem o ścianę, ziemniakiem o podłogę, a komputerem o stół. WOW! Dosyc. Agresjo WON! 

DOSYC TEGO!

Jednocześnie, nie mogę zrobic tego co wszyscy do niedawna mówili - przestań o tym myślec, to wtedy przyjdzie, pierdol to, miej wyjebane, odpuśc. Nie chcę, bo to tak jakbym odpuszczał i pierdolił siebie. Bo przecież nadal chcę. Tylko bez tego czarnobielstwa już. Wystarczy hej.

Wścieków penisa nie ma. Póki co. Przytulic bym się tylko w nocy chciał, bo cholera zimno się zrobiło.

Środka potrzebuję. Równowagi. 

Egzemplarze spotykam ciekawe. Niezorganizowany krawiec  Ma, czy zbunkrowany zwirusowany Mi. Krawiec by się mógł odezwac, bo fajny jest, ale jego niezorganizowanie mu niezorganizuje smsa do mnie. A zwirusowany? To ściana dla mnie nie do przebicia, nie z moim systemem. Nieźle było spotkac kogoś o wrażliwości rozbuchanej o milion razy bardziej, o autodestrukcji poziomu w chuj! 

I te sny! Szkarlatan rzygający po tym jak go pieprzę w usta, Półgrek który całując mnie na siłę wrzuca do ust monety, które mi się przyklejają do przełyku. Wszędzie jakieś gwałty na mnie, albo ja na kimś. SPOKÓJ!

Uff.

Potrzebowałem to napisac, nie wiem czy to powrót czy nie. Jeśli tak to w innej formie. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

bez.tytułu

Stacja końcowa. Wysiadam. Zesrało się i rzygnęło się we mnie. Do środka. Nawet kurwa łza nie może popłynąc.

Zostały po CH. dwie butelki wódki, kapsle, kiepy od papierosów i smród samotności.

Wdzięczny jestem za tydzień pisania, korespondowania, wszystko się zgadzało. Uśmiech. Jego prostota charakteru, tego potrzebowałem. Uwielbia Moulin Rouge, uwielbia Disneya, ta sama muza, podobna wrażliwośc, tylko że u CH. ukryta, u mnie na wierzchu. Odbyłem wszystkie rytuały. Przyciąganie, że będzie na tak. Wkręcanie sobie co będzie nie tak. No i pojechałem przedwczoraj odebrac go z dworca. Podchodził do peżocika a moje wnętrze mówiło: tak tak tak. Muszę to napisac - wygląda tak, że miękną mi nogi. Spędziliśmy zajebistą noc pod fluorescencyjnym niebem na Żoliborzu. 

Coś jednak było nie tak, jednego nie przewidziałem. Nie wyplątał się z poprzedniej relacji. GROMKI KURWA ŚMIECH TERAZ POPROSZĘ. I jeszcze szkarlatan przyszedł we śnie dzisiaj wpierdalając mi się do łóżka, w którym byłem już z kimś, po czym kiedy wybrałem jego wstał, zaczął się śmiac a w moim pokoju zaczęte przemeblowanie zamieniło się w burdel. Dwa stoły. Dwie kanapy. Dwa łóżka. Podwójne wszystko. Dwa dni temu we śnie umarłem, nie tylko w moim. U starszego M. też umarłem. Wiem, że czujesz do mnie bardzo dużo, ale po mojej stronie tego nie ma. To nie jesteś Ty.

Umieram. Odpadam. Pierdolę. Kończę to pisanie. Nazatykałem już dziur nocami i dniami. Fantazje spełnione. Mam tylko nadzieję, że cała wewnętrzna dotychczasowa praca nie pójdzie na marne, że zostanie.

Wiem, że NIE będę w stanie łazic i Cię nie szukac. Taki kurwa jestem. Ale bez pisania już tutaj na pewno. Wystarczy już. Wszystko jest jasne. Wszyscy wszystko wiemy. Znajdź mnie.

piątek, 16 sierpnia 2013

idź.na.całośc____ !

Jestem w miejscu, gdzie jest cicho, gdzie jest cudowna rodzinna atmosfera, gdzie fundamenty domu są mocne, gdzie zasady funkcjonowania były jasne. Nie było tu raka, dwubiegunówek, chlania, trzaskania drzwiami.

Jestem w miejscu gdzie pełniłem i pełnię nadal przeróżne role: chłopaka, kumpla, przyjaciela, zdradzonego, kochanka. 

Dzisiaj wszystko zdaje się krzyczec IDŹ NA CAŁOŚC. Nachap się, złap za ogon wszystkie penisosroki jakie możesz. Mogę to robic, mogę miec to wszystko co chcę. Jeśli chcę - tak będzie. Tylko po swojemu. Za każdym razem kiedy próbuję się porównywac, robic tak, jak ktoś obok, zazdrościc, to mimo, że emocje i myśli wybijają studzienkę mojego ciała (skomplikowane) to ja i tak to przydeptuję i postępuję jak inni. A potem mi się zbiera. Na burzę i powódź i jak się poleje to już nic z tym nie zrobię. Przeczekac. Uspokoic. "Przespac panikę" - dzięki A. za pomoc. I ciało nie chce, i głowa szaleje, a serce w dupie najczarniejszej.

Po swojemu. Po swojemu. Po swojemu. Przecież wszystko układa się dobrze dla mnie, czemu próbuję jak inni. Taki czas. Troszkę oddzielam serce od ciała. Tu uciszam, tam wzbudzam. Tak jest. Zaraz się zmieni i zaraz będzie pełnia.

To z wczoraj wszystko. Dzisiaj już dobrze. Cisza znów. Wracam.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

tuż.za.rogiem___

Czy jestem w stanie oddac tak długo zdobywaną samotnośc? Którą nareszcie jestem w stanie się cieszyc.

To jest ów pytanie, które przyszło dni kilka temu. Aż na spacer musiałem iśc, żeby sobie odpowiedziec. Ów odpowiedzi nie znalazłem. Ów. Uff. 

Dzisiaj jest. Drugi wieczór z rzędu spędzam z G. Wspaniałośc. Gnijemy przed serialem, wystukując rytmy piosenek o nasze leniwe ciała, wyobrażając sobie, że jesteśmy w mieście na NY, w dzielnicy na B. Tymczasem G. zagra na weselu w mieście pod stolicą na S. a ja... znajduje odpowiedź. Że choc wdzięczny jestem naprawdę, to już nie chcę sam, albo z BFF seriali oglądac, nie chcę kupowac wina musującego dla siebie. I nie będę pisał dla kogo to chcę, bo już sam przyznaję rzygam tęczą w tym temacie. 

Młodszy M. znajduje kawiarnianą miłośc życia. Ani ja nie korzystam z Jego myśli o mnie, ani on nie biegnie do mnie z każdym napotkanym zdarzeniem. 
Starszy M. planował chyba na moje urodziny przyjechac i niespodziankę zrobic. Sam wyjechałem robiąc sobie niespodziankę. Nie odzywa się.
Odchodzicie? Odchodźcie. Przecież każdy ma swoją historię. Nawet Murzyn z hotelu przy Zawiszy placu, który wrócił skąd pochodzi.

Wszystko jest jasne. Naprawdę jest. Jesteś tuż za rogiem. 


piątek, 9 sierpnia 2013

kwadrans.wypadek

Zaraz pójdę na spacer. Jest naprawdę dobrze. Kurde. Serio. Oczywiście strach, że zaraz coś się skończy bla bla bla. Będzie jak będzie. Będzie jak chcę.

Wolne dzisiaj. Woda z oczu co kwadrans. Po prostu sobie płynie. Im więcej Cię przyciągam, tym bardziej tego chcę, im bardziej tego chcę, tym bardziej Cię nie ma. Chyba już ostatnie pytanie przede mną we mnie się dzisiaj pojawiło. Znajdę odpowiedź. Pójdę na spacer.

N. Przyjaciółka. Dawno już N. miała wypadek. Potworny. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy Ją zobaczyłem pierwszy raz po wypadku. Lekarze dziwili się, że się udało, że z tego wyszła. Połamane miała wszystko, łącznie z twarzą, poza kręgosłupem. Blizny wszędzie. Ma je do dzisiaj. Ma też nareszcie swoją miłośc, i już się nie wstydzi. Tak czy inaczej, kiedy dowiedziałem się, że będą Ją wieźli karetką na rezonans ze szpitala do szpitala, siedziałem w aucie, zobaczyłem jak na noszach Ją wywożą, jak ma zakrytą twarz, padało, do karetki, na sygnał i znowu na OIOM. To, co wtedy robiłem, to wymyślałem co powiem na pogrzebie N. Co powiem Jej Mamie, Bratu, który uratował mi życie. Wymyślałem jak będą wyglądały moje dni bez N. Robiłem to, bo za każdym razem kiedy wymyślam scenariusz zdarzenia, jest inaczej. Dlatego w moich myślach był pogrzeb, śmierc, żeby się "miło" zaskoczyc. N. żyje, w mojej głowie umarła nie raz. 

Piszę o tym, bo pisząc codziennie o tym jak będę się cieszył wspólną poranną kawą z Tobą i wieczornym serialem z winem, za każdym prawie razem przychodzi myśl, że właśnie tak nie będzie. Że będzie inaczej. Tylko jak? Gdzie jesteś?

Jest dobrze. Jest spokojnie. Jest dobrze. Idę na spacer. Spacer 30latka. Śmiech.

niedziela, 4 sierpnia 2013

pierwszy___stan:jest

30 lat.

Spotkał mnie pewien stan. Spłyną na mnie. Stan:jest. To taki stan, w którym wszystko przestaje być ważne,  i po prostu sie staje.  Stan w ktorym nie zastanswiam się czy  mi dobrze czy źle,  stan w którym po prostu jestem. Jestem jestem jestem. Nie potrzebuje słów żeby to opisac, gdyż słowa tego nie zmieszczą.

Pojawiły się bazowe pytania.  Jak to jest, że rzeka płynie,  jak to jest, że ziemia się kręci wokół Słońca i jednocześnie sama wokół siebie, jak rysować wiatr, jak wiatr mnie dotyka, jak to jest, że jesteśmy zanurzeni w powietrzu i sobie oddychamy.

Cisza, cisza, cisza. Wspaniała bezcelowość. Po prostu cholera bycie.

To był cudowny prezent dla mnie nie wiem skąd.  Potrzebuję dbać siebie,  zamieszkać w sobie.  Czuć.  Myśleć też,  ale mniej. Rozgoscić się w sobie.

Poczułem się dojrzały.  Dorosły.  Wyprostowany.  Nabierający odważnie powietrza w siebie.

Dobre zmiany. Niech się dzieje. Dziękuję sobie za to wspaniałe świętowanie dnia, ktorego nigdy wcześniej nie lubiłem tłumacząc,  że zaesze było coś wazniejszego. Wczoraj, chyba po raz pierwszy byłem dla siebie najważniejszy.

czwartek, 1 sierpnia 2013

ostatni.

Dzieścia ileś. Ostatni raz tak piszę. Pewnie ostatni. Bo mogę się złamac i napisac jeszcze w ostatniej chwili w wieku dzieścia. Odcinam się. Wrócę jako dzieści. 

Jestem gotowy. Dzisiaj to poczułem. Jadę to w sobie zakorzenic. Ugruntowac. Tę gotowośc. Jestem gotowy. Wolny. Oddychający. Czasami jeszcze panikujący, ale to ostatnie podrygi. Jestem gotowy na Nas.

Przyjemnie było byc przekonanym przez chwilę, że to zaraz się stanie, a potem przyjemnie było leżec na kolanach R. wpatrując się w liście dębu od spodu. To było przyjemne. Tak chciałem poczuc to topnienie, to ciepło, to co poczuję jak poczuję, a nie poczułem. Bardzo się starałem. A może to nie będzie takie ewidentne? Może jest jakieś takie zakurzone? Zaduszone? Nie wiem. Nie czuję. 

Wiem, że gotowy jestem. Wrócę spokojny. Mam nadzieję. Naprawdę brakuje już tylko Ciebie. Ciebie jednego.


niedziela, 28 lipca 2013

przepis.na.głowę_______

Mam dla Was i dla Ciebie świetny przepis. Przepis na głowę. Przepis na zakalec. Zakalcem ma byc. Zakalcem się czuję dziś.

- pół tony myślenia o byłym szkarlatanie (jak to go S. ma zwyczaj nazywac). Te myśli są bo są. Bo się rozwija babrząca się finansowa sprawa, bo trzeba to skończyc i powziąc działania niefajne. I się te myśli rozpędziły. W agresję poszły. W złośc. Bo choc ma przejebną życiówę to jemu i tak zawsze będzie lepiej.

- tona porównywania się. I chuj, i chocbym się zesrał to nie będę miał tego jebanego kaloryfera, bo boiler był kiedyś, jak wpierdalałem czipsy zagryzając snikersami ze stresu. Nie będzie rzeźby, masy... Próbowałem, nie szło. No kurwa nie wyszło. A to bolało. Bo kurwa dwa metry mi się zachciało miec. I ten to ma tak a ten to tak. A ten w góry poszedł z takim fajnym brodaczem, a ten sie opala z tym modelem. Wyżej chuja nie podskoczę. Gdzie indziej mam te jebane mięśnie. Zobacz to kurwa.

Dodajemy do tego fajne rude kłaki, serce dobre, mózg, poczucie humoru, dystans i ironię, po szczypcie.

I JEB! te półtorej tony na to. Nie mieszamy. Przydeptujemy. Do piekarnika. 500 stopni. Na całe życie ustawiamy tajmer. Na węgiel. Na dym. Na srym. Zakalec gotowy.

Smacznego - Tobie i Wam.

piątek, 26 lipca 2013

słowo_na_el____

Monolog Taty: "No cześć Mycha!, No tak dojechał, siedzimy, opowiadamy sobie, w powietrzu jesteśmy (...) Tak, już zjadł, mówi, że pyszne, a Ty jak? yhym yhym yhym yhym (kiepsko Mu idzie słuchanie). Dobra, słuchaj, zadzwonię jeszcze jak już się będę kładł, albo napiszę (...) Tak, już się spakowałem, Tak, kupię co kazałaś, ale to wolisz ten apap czy apap max, bo w reklamie mówią, że ten max jest lepszy. yhym yhym yhym. Dobra, to zwykły Ci kupię. No całuję, przytulam Cię mocno. No pa Myszko, pa."

Zdanie Mamy: "Ona tak na Ciebie patrzy." 

Mama powiedziała Tacie, żeby zwrócił na Nią uwagę, na K. Powiedziała, że nie chce, żeby był sam jak Jej już nie będzie. I tak się stało. Odeszła. Przyszła K. Dziewczyna mojego Taty.

8 lat już są razem. Tata i K. 8 lat. Świetnie to sobie ułożyli. Każdy ma swoje, a jednak są razem. W wolności przestrzeni. Opiekują się sobą tak, że Ona schudła z miłości 15 kg, a on te 15 kg dorzucił do siebie, pewnie też z miłości, no bo gotuje mu, bo pod nos podtyka, bo wałówkę przyszykuje - "To co, mam nie zjeść? Przykro Jej będzie" - tłumaczy się T. Mnie się też dostanie. Pierogi, ciasto, schab ze śliwką, karkówka, taki zawijas z łososiem albo ze szpinakiem. " no zadzwoń do Niej, podziękuj". Tak robię, słyszę: "To wszystko dla Ciebie, żeby Ci smakowało, a przestań nie dziękuj, ja się cieszę, że Ci smakuje". Fajnie mam. Pojechał do Niej. On ma wolne, Ona pracuje. On zawsze wstanie rano i zrobi Jej kawę i kanapkę do pracy. Ukrywają się, choć i tak wszyscy wiedzą, a powód zawodowy do ukrywania już dawno nieaktualny, ale tak wolą. I dobrze. Mają swój świat. Kochają się. Taka to ich super miłość.

Czyli można? Można. W sumie to chciałbym dokładnie tak.

Słowo na EL. Lęk. Lęk przed zaangażowaniem - czyli wtedy kiedy głowa myśli " e, nie przychodź, wolę dziury nocami zatykać, tak łatwiej". Lęk przed samotnością - czyli wtedy kiedy każdy por ciała Cię wzywa. 

Lęk przed stratą Taty. Nie zaboli już tak bardzo jak przy Mamie. Kurwa nie. Ale zrobi się pusto. Za pusto. Trzymaj się mocno Tatku. Jestem tak cholernie do Ciebie podobny, pewnie stąd te nerwy. hahaha. Niesamowite. Już się przed tym nie bronię. 




sobota, 20 lipca 2013

9.lat.1.dzień.1.godzina__________zmieniam

Pierwszy post na prezencie dla siebie pisany. Miło jest.

M. 9 lat, 1 dzień i jedna godzina. Nie wyobrażam sobie jakbyś mogła jeszcze być. Tyle się zmieniło. Wszystko się zminiło. Ha, może poza meblami u Taty, tam cały czas ten sam materac w sypialni, na którym odeszłaś, uwolniłaś się. Mam nadzieję, że Ci dobrze gdzieś tam. M. Czuwaj proszę. Łzy już rzadko.

Dostało mi się od takiego jednego. Że burzą w szklance wody jestem, że księcia z bajki szukam, że za mało lubię, a za mocno czuję. Rację miał po kilkakroć. Celnie strzelał we mnie. Postrzelał, postrzelał, szumu narobił i poszedł sobie. I dobrze. Dzięki. Dlatego?

Zmieniam. Po wczorajszym teleskopie (nowe słowo od Ch), zmieniam. W zasadzie wracam do korzeni, do wyścia punktu gdzie się zaczęło. Zobaczymy jak będzie. Znowy windą do serca, mebluję to miejsce na nowo i rozgaszczam się tam. Tam dobrze,  tam spokój. Bo na górze to nerwy, i agresja wróciła, pięści w głowę poszły nie raz. Wystarczy. Przecież jest dobrze. Naprawdę jest. Więc ze spokojem. W drogę.


środa, 17 lipca 2013

du.sza.du.pa.pa.sza.

Pewna starsza Pani w kraju, który jest wyspą podpisała dzisiaj jakiś papierek, że już tam sobie ten pedalski ślub wziąc.

Czytałem o hetero zdradach. Że to koniec związku, że gdzie granica przebiega, że można na pewnych zasadach, że to zdrada już a tu jeszcze nie.

Poczułem dzisiaj po raz pierwszy. Serio po raz pierwszy, że chciałbym taki ślub z Tobą wziąc. Stanąc i powiedziec Ci kilka słów. Przyrzec, że na dobre i na złe, że tak na serio, że na zawsze, od dzisiaj na zawsze. 

Przeciwny byłem, oj bardzo. Wszystkim ślubom - że nieświadomie, że skąd możesz wiedziec, że jak mu urwie dwie nogi, to nadal będziesz kochac, albo jak raka dostaniesz to on zostanie itd. 

I oto na dwa tygodnie przed 30stką, poczułem tę potrzebę, że mógłbym, że chciałbym, że bardzo.

Tamten urodziny ma dzisiaj. jemu bym nie chciał, z nim ślubu nie. jeb się. oddaj pieniądze.

Wkurzony trochę chodzę. Bo widzę Cię już prawie w każdym. Bardzo chcę. Bo to się serio gdzieś wszystko zgubiło. 

"Ale duszę, zawsze przy tym duszę." Tak robię.

Kac miłości. Poronienie miłości. Aborcja miłości. Eutanazja miłości. Rak miłości. Agonia miłości. Zwłoki miłości. Ospa miłości. Ropny wrzód miłości. Gówno miłości. Śmiec miłośc. Rytualny ubój miłości. Alzheimer miłości. Hospicjum miłości. Terminalne stadium miłości. Chemioterapia miłości. Niszczarka do papieru miłości. Zwłoki miłości. Koryto miłości. Padlina miłości. Głodówka miłości. Gwałt miłości. Obornik miłości. Torf miłości. Fetor miłości. Sekcja zwłok miłości. Martwy płód miłości. Zgnilizna miłości. Martwica miłości. Amputacja miłości. Wózek inwalidzki miłości. Białaczka miłości. Ślepota miłości. Głuchota miłości. Niemowa miłości. Nie ma. Nie ma. Nie ma. Tak się porobiło, to widzę. Wyrwij mnie z tego miejsca, bo sam chyba nie dam rady, bo się ubrudziłem już troszkę, bo mimo, że kuku sobie robię, to robię i robię, bo też trochę chcę, bo Cię nie ma.

A ja ślub z Tobą chcę wiesz?

piątek, 12 lipca 2013

prościej______teraz

Byłoby prościej. Gdybyś był.

Byłbyś Wszystkim. Miałbyś Wszystko. Dałbym Wszystko.

Bez szukania uciech na boku. Tych u tego. Tych u tego. Byłbyś połączeniem. Spełnieniem.

Mimo, że gdzieś w myślach Cię odtrącam, mam Cię w Dupie. To obrona ochrona osłona. To strach.

Funkcjonuję. Jest dobrze. Jest dobrze. Jest dobrze. Pewnie, że dam radę. Pewnie, że dam.

To tyle na teraz.

poniedziałek, 8 lipca 2013

zwierze______dusz.połączenie

Nazwaliśmy TO Zwierzęciem. O którym wiemy tylko my. Które jest wolne i biega po lesie szukając pożywienia. Które ukrywa się nocą gdy się boi, gdy nie jest Mu najlepiej, gdy Mu zimno. Mogliśmy Mu wszystko mówic, powierzyc wszystko (nie działa małe Ć). Zwierze. Dla Niego zawsze miejsce w sercu.

7 lat temu Go poznałem. H. Nie Polak. Zobaczyłem H na tarasie wilgotnego drewnianego turystycznego mocno sfatygowanego domku, skręcającego papierosa. Spojrzałem i poczułem. Wiedziałem wszystko. H też pamięta ten moment. I chodź ani ja wtedy jeszcze Pedałem siebie nie nazwawszy, tym bardziej H, którego Dziewczynę poznałem dzisiaj. Jedne z piękniejszych dwóch tygodni mojego życia. Płakałem, że więcej Go nie zobaczę. Zobaczyłem. Kilka razy. Wszystko było na miejscu, a najwspanialsza cisza. 

"Jakiego masz?" "Aktyw, pasyw, uni?" "Co lubisz?" "Masz lokum?". Nie było tych pytań. Było dusz połączenie. Kilka pocałunków. Jedna noc spędzona blisko, kiedy moje bezradne ciało nie mieszcząc emocji drżało całe. "Wszystko w porządku? Cały się trzęsiesz" "Tak, to chyba zimno" "Chodź, przytul się". 

Wspaniale było Go dzisiaj zobaczyc. Po tak długim czasie. I poczuc, że Zwierze jest blisko. Jest ciągle. Jest. Jest ciepło. W sercu.

niedziela, 7 lipca 2013

horyzont____miejsce.spotkania____wolność

Tęcza z nieba zawsze jest okrągła. Ani początku, ani końca. Bez końca. A horyzont gdzie woda spotyka się z niebem z okna kokpitu jest jak ściana, tuż przede mną, wrażenie zachwilowego zderzenia. Dotknąć się chce, a przecież jest dalej niż mogę to sobie wyobrazić. Albo odwrotnie, widzę go daleko, a jest na wyciągnięcie, na zderzenie, na zaraz.

Tam się spotkamy. Tam się z Tobą umawiam. Ty przyjdziesz i ja przyjdę. Tam poczujemy wspólną wolność. Nie spóźnij się. Nie będę czekał. Nie czekam na spóźnialskich.

Dobrze mi dalej. Dobrze. Dobrze. Dobrze. Przytrzymam to. Mam to. Mamy to. Mamy Cię. Nie mam Cię. Jeszcze.

Do zobaczenia. Tam.


sobota, 6 lipca 2013

dobrze.jest.mi_____bez.Ciebie____chwilowo

Jest mi dobrze. Bez Ciebie. Zobojętniałem. Zniewierzyłem. Zwątpiłem. To dobrze, bardzo dobrze nawet. Jestem sobie ja. Ty też gdzieś jesteś, wiem to, ale jeśli to nie czas na Ciebie, to nie będę Cię wyczekiwał, skoro wolisz być sobie sam. Poradzę sobie.

Popiję kawę w kawiarni. Brzuszki porobię. Pomyślę sobie. Tu się umówię. Tam się umówię. Tu pocałuję. Tam też. Pocałuj mnie w dupę.

Widzę was wielu. W was widzę siebie wielu. Tylko co z tego? Nie Ty, nie Ty i nie Ty.

Dobrze mi. Polatam sobie po portach różnych. W głowie. W łóżku. Skrzydeł może dostanę.

Będzie dobrze, bo jest dobrze. Spokojnie. Spokojnie. Spokojnie. Sam się upomnisz o mnie, bo ja wciąż jestem, czekać tylko przestaję na Ciebie. Siedź sobie tam gdzie chcesz i ja to samo zrobię.

wtorek, 2 lipca 2013

jaki.jestem.___sraczka________a.Ty?

jaki.jestem.___sraczka________a.Ty?

gej rudy pesymistyczny optymistyczny ekstrawertyczny introwertyczny biegunowy dołujący pocieszający pomagający wymagający niebogaty niebiedny niebrudny nieczysty inteligentny głupi naiwny intyuicyjny

lubię makaron bób truskawki amerykańskie seriale filmy katastroficzne bajki disneya i pixara sushi frytki kurczaka pierogi lubie gotować i jak mi coś ugotujesz

lubię zrobić jazdę potrzebuję zapewnienia o miłości bo jedyne poczucie bezpieczeństwa jakie znam to to, które dałem sobie sam

czasami mnie zostaw czasami nie pozwól bym odleciał

niełatwo ze mną być nie wiem czego chcę a zrozumieć mnie trzeba i być przy mnie

bo wiem czego chcę, a rozmieniam się na drobne i drobnych, ważnych, ale ciągle nie tych, nie tamtych, nie Ciebie mam

Piszę to wszystko dla Ciebie i dla siebie. Żebyś wiedział. Bo wątpię mocno. Bo się wkurwiam. Bo sraczkę sobie robię z mózgu, zapychając dziury nocami i liżę usta nie Twoje. Bo ciągle Cię nie ma. Bo ranię siebie tak łatwo i innych. Bo już sięganie po nie Ciebie jest za łatwe. Bo się boję. Bo już 7 miesiąc. 

czwartek, 27 czerwca 2013

związkowe.wycinanki._____.opowieści.

Opowieść o tych, którzy choć swoich mają, ze sobą się całowali. Opowieść o tym, który siedząc z boku widział to wszystko. Opowieść o tym, który szukając poczucia bezpieczeństwa, trzymał za fiutka innego, tego, który szukając przygód dał sobie obciągnąć w saunie, bez twarzy, bez słów, bez problemów. 

"Ej, a jesteście tu większą grupą? Jest jakiś branżowy? Ten w białym kołnierzyku na przykład?". Bliskość na wyciągnięcie kołnierzyka. Opowieść o tym, dla którego jebanie było ważniejsze od kumpla, opowieść o tym, który jebania już nie ma od dawien dawna, ale tak bardzo boi się samotności, że tkwi w nudzie po uszy. "Bo jest."

"Kocham go, ale musi przestać pić."

Wreszcie opowieść o tym, który szczęśliwy jest, choć kpiące zdania dookoła musi znosić. Niech mu trwa. Kocha. Pokochał po chwili. Szczęściarz.

Jesteśmy chusteczkami do nosa. Złotówka na stacji. Wydmuchasz smarki z siebie i wyrzucasz. Tata mój ma chusteczki do nosa bawełniane, w kratę, prane, prasowane, zadbane. Nie jesteśmy już tacy. Nie korzystamy z siebie wielokrotnie. Dmuchamy smarki, gluty, kozy z nosa.

Zgubiłem się. Konwulsyjnie szukam potwierdzenia atrakcyjności u byle kogo. "Fajny jesteś, taki wysoki" , "Niesamowita twarz." "Potańczymy razem?" 

Mijamy się. Gubimy się. Strzelamy. Niecelne te strzały. Popłaczę sobie w mieście na P.


środa, 19 czerwca 2013

moja.klasa_lista.obecności_scena

Osoby:
Nauczyciel - N
Klasa  - K

Godz. 8. Dzwonek. Wchodzą do klasy. Siadają. N sprawdza identyfikatory, buty na zmianę, co by w brudnych nie włazić w życie. Będzie klasówka? Dasz ściągnąć? Uczyłaś się? No trochę, ale nic nie umiem. Siedzimy razem?

Dziennik. Co dzień. Codziennik. Lista obecności:

- Kadzidło?
- Jestem.
- Smutek?
- Jestem. (powiedział wyraźnie i głośno mimo, że w pierwszej ławce siedzi)
- Rozpierducha?
- Jestem. (Odpowiedziała znudzona)
- Ironia i Dystans?
- JESTEŚMY (krzyknęły dwie spod okna z ostatniej ławki)
- Miłość?
- Nie ma! (zarechotała Ironia)
- Znowu? (Dopytał z powtarzalnym niedowierzaniem N)
- Wagaruje jak zwykle (Dopowiedziała dystans)
- Ech... (westchnał N. myśląc o Miłości) Nie wiem jak zaliczy ten semestr... Przyjeciele?
- SĄĄĄĄ (krzyknęła zwarta grupa wsparcia spod drzwi)
- Adam?
cisza
- Adam!
szmery
- Adam, widzę Cię odezwij się!
- Jestem, (powiedział niepewnie), ale zgłaszam nieprzygotowanie...
- Nie możesz zgłaszać nieprzygotowania na każdej lekcji... Do odpowiedzi! Na środek. Odpowiadaj - Kiedy będziesz szczęśliwy?
cisza
- Usłyszałeś pytanie?
szmery
- NIE PODPOWIADAĆ! (Krzyknął N, uciszając Przyjaciół)
cisza
- Siadaj! Dwója!

niedziela, 16 czerwca 2013

CHCE______

Kurwa, czy to tak źle, że wiem Kogo i Czego w Nim chcę? Jesteś do chuja wafla czy nie? Jak jesteś to kurwa chodź. No.... no chodź. 

Przecież Cię szukam i szukam. Weź się wysil i mnie znajdź. Wpadnijmy na siebie już.

"no...moje urodziny to już high time" - napisałem w styczniu...

Czy ja wiem czego chcę? Cieszyłem się wracając z kilku dni spędzonych w mocnym okręgu ludzi, cieszylem się wracając na mój spokojny Żoliborz. Nawet pomyślałem - jej... dobrze, że nikt tam na mnie nie czeka, że pobędę sobie pocichutku sam. Ale teraz już mam to swoje samotne cichuteńko i już mi wystarczy. I już chodź. 

Jak to pewna diva śpiewała. Chodź no chodź. Ukryj mnie.

niedziela, 9 czerwca 2013

osiem,dziewięć__szukam!__szczęściaspokoju__pałka.zapałka.dwa.kije

"8,9 szukam", powiedziała na granicy swoich światów mała P tuż przed zaśnięciem. Jakby odchodziła w świat jeszcze większej zabawy.

Dziecko nie robi na złość, dziecko mówi, że nie lubi i potem za chwilę znowu lubi, dziecko jak mówi, że kocha, to kocha, jak płacze to boli, jak śmiech to szczęście, dziecko kiedy chce TO po prostu TO bierze, domaga się bez ściemy tego czego chce.

Szukam szczęścia. Szukam spokoju. Odpierdala mi. Widzę dokładnie i czuję kiedy mój mózg po prostu wpada w wir. Chcesz? Mnie? Tak? Gdzie? Tu? Kiedy? A tymczasem spokój i szczęście są w czwartym piwie pod blokiem na żoliborzu o 5 rano kiedy już jasne a ptaki ścigają się na wyścigach wyścigowych. Szczęście i spokój jest w Mamie P. mojej miłości. Szczęście jest w tupocie stóp, albo dzwonniku z katedry co sobie brzęczy w tle. 

Za czym gonić? Po co znowu gonić? Za szczęściem i spokojem gonić?

Jest w mojej głowie. Wiem czego chcę. Niech mi tylko sperma nie zaleje mózgu, a fiut nie zasłoni widzenia. Już się nasyciłem tymi co się zakochali we mnie, a w nich ja nie. Już wiem, że i we mnie można. 

8,9 szukam! Szukam! Dobrze się poukrywali. Szczęście ze spokojem. Dookoła bloku, żeby jak najbliżej kryjówki. Do klatki na parter i hop hop schody jedne drugie i RAZ DWA TRZY ZA SIEBIE! Szukam. Każdy wygrywa. Nie pobite gary. Już serio nie chcę. Chcę najpierw 8, 9 szukam. A potem raz, dwa, trzy za siebie. Za Ciebie. Za Nas.

czwartek, 6 czerwca 2013

sam.na.sam.sam.nie.sam.SUPER.SAM._____

Lubiłem chodzić do SUPER SAMU z Mamą. "Stodoła" się nazywał. Bo można było chodzić między regałami i wybierać i patrzeć i marzyć. Rzadko tam chodziliśmy. Wolność wyboru była niecodziennością.

A dzisiaj? 250metrów od Ciebie jest ośmiu pedałów. Przebieraj. Wybieraj. Zdjęcie twarzy, zdjęcie fiuta, masz gumki i lubrykant? U mnie u ciebie? Teraz? Za ile? Za darmo. Wszystko za darmo. Wsadź wyjmij. Poliż. Połknij. Zrzygaj się.

Wolność przywrócona. Wolny w niewoli swojej. Sam na sam nie sam. Mam nadzieję, że mój Osobiście Osobisty Lekarz zostanie przy mnie w tej nie co zmienionej formie. Mam nadzieję, że wolność przywrócona nie stanie się na nowo moim więzieniem. Mam nadzieję, że mój fiut nie oszaleje.

Czas na bycie. Super sam. HA! To dopiero. Super sam. 

Idę do psychiatry.

wtorek, 4 czerwca 2013

zabij.mnie.nim.ona.to.zrobi______

Ona. Starość. Nie będę stary. Zabiję się, albo ktoś zabije mnie. Mój partner. Sory, ale będzie musiał to zrobić. Nie będę stary. Nie będę niedołężny. Ledwo poruszający się. Bezzębny. Nie będę zadawał pytań - po co tu jeszcze jestem? Mówił, że czegoś nie pamiętał. Powtarzał tych samych historii w kółko. Narzekał jak mi ciężko. Nawet jeśli życie będzie zajebiste, kiedy tylko jebnie mną skurwiel - rak, ułomność fizyczna - 

tabletki
zastrzyk

Tak, żeby krwi nie było. I spalić mnie proszę.Bez sekcji ciała.

Starzy ludzie mnie denerwują. Ciekawe czego im zazdroszczę, że tak mnie denerwują.

Jakieś bliźnięta były przetrzymywane przez 5 lat w mieszkaniu w miejscowości oddalonej o 20 km od mojego rodzinnego domu. 5 lat. Ja jebię.

Czy przyjdzie mi budować znowu domek z kart? Kolejny zamek z piasku? Czy wreszcie wielki zamek na mocnych fundamentach. Nawet jeśli, to już bez oglądania się za siebie i wracania do łóżek, w których choć ciepło chwilowe i ulga, to jednak ta sama rzeka, do której nie chcę już wchodzić. Ciekawe na ile silny będę.

I jak ta pogoda jestem. Ciepło. Zimno. Pada. Słońce. Truskawki. Zgnilizna. Perfuma. Bąk. 

czwartek, 30 maja 2013

stejtment.bożo.cielny._________

Co za świat? Chciałem powtórzyć sukces działania czerwonego napoju, pognić przed serialem i iść spać, wyspać się, by przyjąć Gościa po którego za chwil parę udam się na dworzec.

I co? I chuj... Walenie do drzwi co pół godziny, gadanie, że jest sprawa. Sen w napięciu przed kolejnym przyjściem. Do 5:30 miał siłę... Ten z dołu. Ja jebie. I we własnym domu jak w więzieniu. Jeszcze mi mało? Serio zaczynam nie rozumieć i to tak poważnie.

Stejtment. Do końca roku 2013. Nie groźba. Chęć uwolnienia. Do końca 2013. Jeśli nic, jeśli nie spokój. Wyjeżdżam. Gdzie ciepło będzie i woda po horyzont. I umrę tam sobie młodo w morzu wina.

wtorek, 28 maja 2013

moja.bardzo.wielka.wina.______butelka

Jeśli ktokolwiek wymyśla tan plan dla mnie. Jeśli ktokolwiek wypełnia mnie, moje serce, duszę i ciało, mnie - naczynie. Jeśli ktokolwiek czuwa. Coś kurwa jest z tym czymś nie tak. Ok, może zbyt mocno przeżywam potknięcia. Ok, może zbyt mocno angażuję  się w jeszcze niewyjaśnione sprawy. Ok. Ok. Ok. Ale przecież taki kurwa jestem. Moja to wina? Moja bardzo wielka wina.

Miało już być dobrze. A tymczasem jest jak jest. Dobrze znane miejsce. Gdzie butelka wina otwarta i dno zobaczy dzisiaj nie tylko ona. Gdzie znowu myśli co by to uciąć i skończyć, bo ta szamotanina już za długo trwa i męcząca jest nazbyt. Gdzie kolejne myśli, że skoro o tym pisze, to nigdy tego nie zrobię. Gdzie kolejne, że skoro piszę to znaczy, że wołam kurwa o pomoc. Gdzie kolejne, że znowu jestem nie taki, nie siaki, nie brunet, nie ładny, nie głupi, nie. Gdzie porażki przykrywają co dobre.

Szczęście to ponoć, świadomość tego co się ma, minus oczekiwania. Nie jestem szczęśliwy. Oczekiwania mam za duże? Że chcę spokoju? Że już dosyć walenia głową w mur, nożem w serce a ręką w porno? No gubię się, po prostu.

Nie chcąc być takim jakim jestem. Krzywdzę nie tylko siebie, za co przepraszam.

Łyk.łyk.łyk.Łyk.Do DNA. Zjebanego D.N.A.

środa, 1 maja 2013

w.mieście.na.Ł___________na.słodko.na.zimno.

W mieście na Ł jestem. Byłem tu kiedyś długo. 

Teraz na sofie u tego co nazwy nie ma, patrzę jak śledzi kolejne slajdy na ekranie. Kot wygrzewa się w szufladzie biurka pod lampą. Jestem głodny, a on robi takie pyszne jedzenie. Zimno tu. Widzę kota ze skrzydłami. Widzę rybę na parapecie, a na drugim świnię. Widzę buddę i akwarium, w którym ponoć żyją dwie żaby. A jak On całuje. A jak On zostanie na dłużej?

Pojechałem pod blok. Spotkałem Ją. Zjedliśmy to, co zawsze, tam gdzie zawsze. Na słodko. Na zimno. Miasto na Ł. Miasto przeszłości, gdzie w teraźniejszości coś się buduje. 

Remont? Zamek na piasku? Bunkier?

niedziela, 28 kwietnia 2013

d.o.m___________

Paleolit. Mezolit. Neolit. Dom.

Co to dom? Dom?

Jadę do domu, powiedziałem kilka dni temu. Ten, który nazwy jeszcze nie ma, zapytał mnie gdzie jest mój dom. Czy tu w mieście na W? Czy we wsi pod miastem na O, gdzie Senior ma swoje gniazdo, Ojciec mój. Pojechałem. Okazało się po raz pierwszy, że jestem tam gościem. Choć znam na pamięć każdy kąt, choć mógłbym poruszać się tam z zamkniętymi oczami, choć wyrosłem tam i wracałem codziennie przez 18 lat. 
Z domownika, stałem się gościem. Nic w tym złego, ale człowiek, ja człowiek, potrzebuje domu, gdzież on?

Wracając z już gościńca, nie domu, zajechałem w dzień boży do szwedzkiego niebieskiego baraku, z żółtymi literami, gdzie słychać było: Michał zostaw, nie dyndaj się na tym. Patryk, chodź, tutaj jestem. Maaaamooo kup mi to. A kuku synku, gdzie jesteś. Łzy łzy łzy. Chodź idziemy już, bo naprawdę mam dosyć. A wziąłeś to? A tamto? Gwar. Ty tu urządzisz. Urządzają swe domy Polacy. A ja? Ja po krzesła, ale gdzie mój dom?

Ponoć w domu, potrzebny jest stół, ale nikt nie wspominał o krzesłach. W moim wynajmowanych 40 metrach z kwadrata ciętych, stół był od początku, nie mój, ale był. Krzeseł nie było. Nabyłem je dzisiaj drogą kupna, wszedłem, postawiłem, siedzę teraz przy stole i piszę sraczkę i... czuję się jak w domu. Choć nie jest to moje miejsce, to tu są moje teraźniejsze rzeczy. Choć przeszłość uporządkowana w gościńcu we wsi pod miastem na O pozostała, to spokojny żoliborz moim domem jest. Czuję to. Wcinam ser brie, popijam colą. Naczynia niepozmywane od 89 godzin, pranie wisi już dawno suche, złożone tła fotograficzne, kapiący wkurwiający kran od wanny. Mój dom.

Jestem w domu.

czwartek, 25 kwietnia 2013

pełny.pełni__________

Bezkarnie się gapi na mnie teraz. Pyza. Jasny. Pełny. Pełni. Ja pełny. Na niebie pełnia. On mnie wypełnia. Ten co nazwy jeszcze nie ma. A ja Jego? A co ja? Ja?

Wiedziałem, że przyjdzie a i tak skurczybyk (co to za słowo w ogóle?) zrobił swoje. I pójdzie. I za miesiąc wróci, żeby namieszać znów.

Roztrzaskany nie co. Poturbowany mocno. Zgubiony lekko. Niewiedzący znowu. Rozszczepiony już nie. Oj. oj. Tęskniący? Chcący? Bijący się nie tylko z myślami. Oj. 

Gapi się. No nieźle. A ten to taki, a tamten to taki, a miał być taki, a jest taki. bla bla bla. Projekcje głowy.

Chcę do tego bez nazwy. Chcę się przyzwyczajać. Odkrywać. Wąchać. Być. Wiedzieć. Czuć. Widzieć. Słyszeć. 

Krótka sraczka. Kiepsko oddycham. Chcę spać, a wiem, że nie zasnę. Zadzwonię jeszcze na chwilę. Gdzie to zmierza?

wtorek, 23 kwietnia 2013

chłopcy________23.04

Piękni na ulicach. Piękni w metrze. Co i rusz takich widać. W kolejce po pierogi w barze Bambino piękny, ale posłuchać go przez chwile? Prysk. Nic. Pięknego jakiś zostawił bo sexu tylko chciał. Czyli ciało to nie wszystko. Wspaniałego, który tak mi się spodobał, zostawił inny, bo coś tam, on sam przyszedł wczoraj usiadł i po prostu mi to powiedział. Biorę.

Biegunowy chłopiec, twierdzi, że zdeptałem jego serce, że wszedłem po prostu, bez pytania. Kocha, po czym twierdzi że mam go w pośladkach. Chce pomocy, po czym twierdzi, że nie wiem jak jej udzielić. Płacze, krzyczy, zaciska zęby. Sadzi monologi. Manipuluje. Szantażuje. Steruje emocjami. Świadomie? Nieświadomie? Co gorsze? Wszystko biorę. Jestem dzielny, naładowany dobrymi zdaniami od A, nie używam słowa ALE. Nie słucha mnie. Wie swoje. Pewnie, tak łatwiej. Kłamie i przeprasza. Tęskni i przeprasza. Kocha i przeprasza. Przeprasza, przeprasza, przeprasza. Rzyg. A ja to biorę.

I przyjeżdża dzisiaj On, który nazwy jeszcze nie ma. Ha, nazywanie. Wszystko musi mieć swoją nazwę? A może właśnie On nie będzie jej miał, bo może po prostu BĘDZIE. On, z którym rozmowy trzeba przerywać. Z którym jest wirtualnie i dynamicznie. Z którym i to i to. I mam ochotę spierdolić ze strachu. I filmów w głowie staram się nie kręcić. Wyobraźnia nie daje mi spokoju. Już widzę i to i to i tam i tu. I wspaniale mi jest w mojej głowie. A rzeczywistość? Odpowiadaj.

Ja jebie. Nie przerabiam. Jadąc metrem uśmiecham się do siebie wspominając cudowne spacery wczorajsze, po chwili widząc datę dzisiejszą 23.04 oczy zachodzą łzami. Nawet nie wiem ile miałaby dzisiaj lat, ale na pewno dostałaby bukiet żółtych tulipanów i dużo więcej. Mamo, tęsknię. 

Brzuch ściśnięty. Wirowanie na 1000 obrotów. 

czwartek, 18 kwietnia 2013

pętle_czasu___________

Czasami sobie myślę, że pętla czasu zaciska się wokół mojej szyi, lekko podduszając, co bywa przyjemne.

Miasto na W. Godz. 8:40. Pijąc kawę, wcinając szejka bananowego, powróciwszy skądś gdzie oddech stawał się krótszy, a ciało pokrywało się potem zyskując jakże chwilową przyjemność. Pętla czasu. Znowu tam wróciłem, do niego. Bo jest. Bo na wyciągnięcie ręki. Bo zawsze jest fajnie. Czasami bardziej fajnie, czasami mniej. Teraz było mniej. Powtarzalność. Ty tak, ja tak. Ty liżesz tu, ja liżę tam. Zaciska się wokół szyi. Ten natłok myśli, gdy zasypiam nie u siebie. Gdy wracam do siebie nad ranem. Na szczęście jest ciepło. Na szczęście jest dobra kawa i mój bezpieczny żoliborz.

Przyjdź już, bo znowu się gubię. Bo wiem, że tam wrócę. Bo chcę sobie robić to przyjemne kuku. Bo naprawdę jest fajnie, ale chcę już z Tobą i tylko z Tobą.

Miasto na R. godz. 23. Owocowa saga, makaron z sosem serowo-gówniano-śmietanowym, danie chuj instant. Jarzeniowe światło, ostre. Źle się w takim świetle wygląda, źle wyglądam. Mocny bałagan, mocne słowa dzisiaj z klawiatur przeróżnych. Mocny dzień. Bałagan. Dużo pytań. Sam sobie to robię. Sieczka. Sraczka. Pytań moc. Te słowa pisane są tak ubogie. Tak iluzoryczne. Te wyznania. Miłości. Zakochania. Podrywy. Czy to cokolwiek znaczy?

Podduszony. Sen może spokój przyniesie. Robię to co czuję. Windą do serca. Tam spokój.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

śmierć_we_śnie_Mama

Znowu. Znowu. Znowu. Mama. Śmierć. Za każdym razem inaczej. Jak było teraz? Krew. Wypluwana przy kaszlu krew. Wszędzie. Dywany, podłoga, materac, ściany. Plamy krwi. Zobaczyłem kawałek Jej uda i kawałek zniszczonej zestrupiałej skóry, krzyknąłem - "Nie pokazuj mi tego Mamo, nie chcę tego widzieć". Czego nie chcę widzieć? Zawsze jest tak, że już czuję, że nie ma odwrotu. Z resztą przy tym skurwielu nigdy niema odwrotu. Zawsze też powtarza się to, że nie widzę jak wynoszą Jej ciało, jak w rzeczywistości. Wtedy uciekłem do miasta na Ł. I dobrze, nie mam w głowie czarnego worka, różańców, otwartej trumny, ciała. Bo przecież zostało ciało. Tylko pamięć dotknięcia Jej zimnej dłoni, zaraz po ostatnim wydechu. 

Dlaczego? Po co? Naprawdę czegoś nie chcę widzieć? Dlaczego znowu te łzy, to łkanie i zawodzenie. Za każdym razem przybiera to obraz co raz większej manifestacji, groteski. Po co?

Tydzień czyszczenia był. Spotkanie w metrze persony, z którą dzieliwszy kawałek swojego życia i całe serce, pozostał jedynie cień ciągnący się jak smród. Powrót do doznań tych, gdzie mi wolno, więc jak daje to biorę. Wybory. Odpuszczanie. Lubienie czasu sam na sam.

A Ty? Który przyjdziesz? Umieram bez Ciebie i to nie we śnie.

wtorek, 9 kwietnia 2013

pytanie_odpowiedź____________

Dialog. Czy byłoby naprawdę tak fatalnie, gdyby na każde zadane pytania padała odpowiedź? Nie. Moim zdaniem nie. Mogłoby być prościej. Jeśli kogoś odpowiedź na zadane pytanie załamywałaby i targał by się na własne życie, to super, przecież i tak wcześniej czy później ten czyn byłby dokonany. Jeśli odpowiedź byłaby - dostaniesz to czego chcesz, ale za 10 lat - no i spoko. Łatwiej czekać.

Prosta komunikacja. Chcesz? Nie. Tak. Dlaczego nie? Bo nie.... i tu dalszy rozwój wypowiedzi, lub - Bo tak... i znowu dalej. Cholera, no prościej by było. Pytanie. Odpowiedź.

- Przyjdziesz? Ty? Który masz przyjść?
- Tak.
- Kiedy?
- za 5 lat

No i super. Wiem co robić.

- Przyjdziesz? Ty? Który masz przyjść?
- Nie
- Nigdy?
- Nigdy.

Proste? Proste. Wszystko jasne.

Kubuś Puchatek zawsze odpowiadał na pytania Prosiaczka i odwrotnie. Było szczerze, było pięknie.

Czy przyjdziesz? Czy będę bogaty? Czy mój Tato długo jeszcze będzie żył? Czy po śmierci spotkam się z Mamą w niebie? Czy kiedyś będę miał fajne ciało? Czy będę miał willę z basenem? Kiedy umrę? Jak umrę?

Kurde. Fajnie by było, co?

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

trawa_______o__///../_der___wa___nietak!______

Co za czas. Reset. Zielony off. Blanty jeden za drugim. Bas z głośnika mocniej mocniej. Zaciągam się. Wklejenie czy raczej odklejenie. Zawsze mnie to zaskakuje, że nadchodzi. Rozdarta karta papieru na strzepy, ten dźwięk. Ta rzeczywistość. Niech idzie w pizdu. Jazda. Jazda. Jazda. Wywalamy wszystko. Konsykłensys już poleciały, choć nie będzie żadnych. Teledysk, szybki montaż, ciach, pach, trach, para buch, ciało w ruch. Światło. Zgiełk. Dysonans, który nagle brzmi tak przezajebiście w ciele. Wspaniały stan. Ciasta marechewkowego pół blachy. Dalej? Dalej! Jeszcze jeden. Do spodu ten off. Przepiękna ucieczka od po ziemi stąpania. Wszystko zaczyna się rozciągać. Emocje są ostre. Wywal wywal wywal. Trawa trawa trawa. Dobrze dobrze dobrze. Zmiażdżony. Zresetowany. Oderwany wróciłem. Wiosna przyszła. Zielona. Wolna. 


czwartek, 4 kwietnia 2013

r___o...ze__._.__..._r.wa_____NIE!

Najbardziej zdumiewa mnie obecnie, gdy przy odśnieżaniu samochodu słyszę tak mnóstwo głosów ptaków. Dysonans poznawczy następuje mocny. Ta kakofonia śniegu kiedy słońce już powinno być wszystkim w głowie, wszystkim głowy tymczasem rozsadza rozsadza jego brak i chyba tym ptakom też. Ciekawe co mówią? Krzyczą?

Przetrwać. Przerwać. Nawet pogoda zmusza nas do PRZETRWANIA, nie dość, że do spełnienia przetrwania kilometry, do miłości przetrwania mile. To ten mróz i śnieg jakby nas przyciskał i delikatnie przesuwał granice. Dość. Nie. Przerwać to przetrwanie już. Nie ma co zwalać na śnieg i liczyć na przetrwanie, tak marnuje się dni. A słońce przyjdzie. Bo po śniegu zawsze świeci słońce, a po dole jest góra. Śmiech. Jeszcze raz: śmiech.

W metrze znowu on. Jebany przypadek. Bez spojrzeń. Bez kartek. Bez potu na plecach. Scenariuszy w głowie mnóstwo, że on da numer, albo, że wygrzebie, odszuka w domu i napisze zaraz z zapytaniem: Ojej, co się stało w palec? Ja bym cholera napisał. Zawsze jest tak, że scenariusz a jawa się mijają. Nie napisał. Zbrzydł nawet w tym niepisaniu. Nie spojrzał. 

Jutro wyjazd. 

Widną do serca zjeżdżać czas zacząć znowu czas. Skan głowy potrzebny niejeden codzienny. Radości szukać i do pudełek myśli wkładać. Spełnienia przyciągać liną do siebie. Nerwy zbijać jak w dwa ognie. Wzdychać. Chuj, że śnieg, ważne, że ja.

wtorek, 2 kwietnia 2013

nibylandia.nigdylandia___________

Najpierw rozbieg, szybciej szybciej szybciej i potem trzy susy, nogami na zmianę, lewa, prawa, lewa, raz, dwa, trzy_______LECĘ! Tak było w moich snach. Latanie nad lasami, wyżej i wyżej, oj jak było pięknie. Cicho, bez nikogo, ja sam, ruda małpa, przez sitko opalana, wolny. Taki miałem przepis na latanie w snach, na ucieczkę. To uczucie nie do opisania, do nibylandii, do której nigdy nie dolatywałem, bo zawsze dzwonił budzik - 6:30 i do budy, do rzeczywistości.

Nibylandia, spolszczenie, ___NEVERLAND - nigdy - kraina. Czyli nigdy do niej nie dotrzesz, jest na niby. Tak zawsze wspaniale mi się kojarzyło to słowo, a dzisiaj. Nawet słowo ___NIEBO, ma w sobie - nie . Co więcej, tłumaczy się z tego - nie - ów słowo. NIE BO. Bo co? Bo nibylandii nigdy nie będzie?

Coś tak właśnie dzisiaj czuję. W nibylandii jest ciepło, a tu już pół roku i kilka dni trwa zima i nie ma słońca. W nibylandii nie ma wody z oczu, która dzisiaj wylewa się ze mnie strumieniami. W nibylandii nie ma podejmowania decyzji i ciężarów, nie ma starzejącego się Ojca, co mnie przeraża, nie ma homofobicznej bratowej, która znowu dała upust swojej nienawiści wobec mnie, nie ma trwogi i zagubienia o jutrzejszą miłość, która ciągle nie nadchodzi, choć jest nad wyraz wyczekiwanym przeze mnie gościem.

Tutaj jest zimno. Tutaj boli. Tutaj ciągle bawię się ze swoim cieniem w chowanego i ciągle szukając nawet nie wiem czego. Tutaj znowu się zgubiłem trafiając znowu na samego siebie - ha! czyli jednak COŚ (kogoś) znalazłem. Świetnie. 

Pozdrawiam cię nigdykraino. Nie umiem latać. Zapomniałem? Przypomnisz mi?

czwartek, 28 marca 2013

off.koniec__________

Ok. Wystarczy. Pełnia zrobiła swoje, wykoleiła totalnie, choć to nie wina księżyca, który bezkarnie świeci w moje okno na spokojnym Żoliborzu.

Mówię pas. Off. Koniec. Wystarczy. Detox. Wyjeżdżam.

Jadę powciągać białe kreski świeżego spokoju. Jadę zaciągnąć się brakiem szumu w głowie. Ostrą igłą strzykawki, prosto w tętnicę szyjną wbiję do obiegu siebie samego sobie. Do wewnątrz podróż. Jest tyle filmów do nadrobienia. Tyle spacerów do przejścia. Tyle myśli do ułożenia. Na buty do biegania czas. Wdech. Wydech. Do dechy gaz. 

Za dużo. Za bardzo. Za mocno. Chwila, moment, stop. Mówię stop i nie pójdę nigdzie dalej. Tupam nogą i mówię nie. Nie pójdę. Jeśli skrzywdzę kogoś tym staniem - trudno.

środa, 27 marca 2013

oni.ty.wyPEŁNIAnie.tak____________sraczka.cz.II.słowa.

powiedział. kocha. naprawdę? cisza. alarm. awaria. czerwone. nie staje. odchodzę. kocham. ich. śpiewanie. dziękuję. nowe. cel. pal. jazda. wiśniówka. ona. on. mąż. żona. ? . trawa. praca. prawa. frustracja. strach. dojrzałość. odpowiedzialność. uciekam. spierdalasz. nie. rozumiesz. ? . spierdalam. u. czucie. beton. zamrożony. zdziwiony. chcę. nie. chcę. idź. wróć. bądź. spadaj. ruchanie. okno. oni. papieros. chcę. było. minęło. boli. śmiech. ironia. bezpieczeństwo. czyje? moje. Twoje? spacer. przeszłość. przyszłość. sex. prezerwatywa. bezpieczeństwo? ucieczka. zamazywanie. nieostrość. ostrość. chcę. 

kłuje. kuje. sruje. z życia mam dwóję. 

wtorek, 26 marca 2013

tańcz.tańcz.tańcz.wolność______________

Wolność. Widać ją w tańcu. Uwielbiam widzieć ludzi wolnych w tańcu. Człek taneczny. Radość. 

Taneczna wolność. 

Moja jest taka, że najlepiej kaptur na łeb, a ciało wiruje jak bądź. To nie pełna wolność moja, bo jednak oczy widzieć nie chcą, co dookoła. 

Inna jest taka udawana, taka jest najbardziej zabawna, te wszystkie okrzyki "heeeeej, aaaaaa, woooooow, to moja ulubiona piosenka, tańczymy heeeeej". Śmiech. 

Jest wolność taneczna gotująca się w środku. Podrygi na ugiętych kolanach, ręce w kieszeni. To jest takie niebezpieczne trochę jak dla mnie. 

Fake wolność, to taka ani nie udawana, ani nie krzycząca, to taka wolność taneczna co w oczy nie patrzy jak naprzeciwko Ciebie jest. 

Wolność patrz na mnie. Ta też jest średnia. To taka wolność w stylu "patrzcie jaki jestem wyzwolony." Od kotary do kotary. Dymy. Pióra w dupie. Tarzam się po podłodze w amoku. Wszystko, tylko patrz na mnie. 

Jest wolność zazdrosna, co stoi z boku i pragnie być wolnością wolną. Sprawdzająca wolność, oglądająca się na boki, nieśmiała. 

Tańcz tańcz tańcz. Tak rzadko tańczę w domu sam. Może trochę dlatego, że moja wolność jest też trochę: patrz na mnie? A przecież wystarczy patrzeć i widzieć.

sobota, 23 marca 2013

skurwiel_____________

Bohater tytułowy. Chrystus narodów. Tyłem chodzi. Rak.

Nieźle to sobie wymyśliłeś Ty tam, gdzieś, co nie wiadomo czy w ogóle jesteś. Naprawdę bić pokłony i gratulacje składać. Oczywiście, wspaniale, że dzięki temu skurwielowi dajesz nam czas się pożegnać. Wielka łaska. Za to wszystko?

Za oglądanie naszych Mam bez włosów. Za oglądanie naszych ojców rzygających krwią. Za nasłuchiwanie nocą czy nikt się nie dusi i proszenie nie wiadomo kogo, żeby już znowu była cisza. Za modlitwy, błagania: "ulecz nas Panie". Za wyrzuty sumienia. Za oglądanie bliskich pod kroplówkami wsączającymi jebaną chemię, pseudo lekarstwo, które niszczy łącznie ze skurwielem wszystko. Za słabość. Za odchodzenie. Za widoczność śmierci. Śmierci. Śmierci. Śmierci. Nie żyje. Umarła. Odeszła. Do zobaczenia.

Naprawdę nie można inaczej? Nie można tego było jakoś tak wymyślić, żeby nie było widać tych ułomności?

Na czym polega ta wyliczanka? Na kogo wypadnie na tego bęc? Moja kuzynka, niesłysząca, tracąca w brutalnym morderstwie swojego Ojca, znalazła Go, wszystko było pięknie, najbardziej wzruszający ślub świata, kiedy On, nie umiejąc mówić próbował wykrzesać z siebie przysięgę małżeńską, a na weselu była kapela, choć Oni nic nie słyszeli. 6 lat później. On 30ści z kawałkiem. Skurwiel. Rak. Rzyga żółcią. Ej Ty, nie za dużo?

Naprawdę nie można inaczej? Ja nie wiem co lepsze. Wziąłem na bary co mi dałeś.

A. trzymaj się. Jestem z Tobą, mam TO za sobą. Będzie bardzo źle. Kiedyś usłyszałem "nie musisz być dzielny". Nie musisz. Nie musiałem. Nie muszę.

piątek, 22 marca 2013

chciałbym________

Chciałbym, żeby spełnienie na mnie spadło. Mieć mieć mieć, nic w tym złego. Chciałbym przestać już patrzeć w sklepach szukając produktów, na najtańsze. Chciałbym popijając wino, które kosztuje za butelkę więcej niż 17 złotych polskich, zapytać Cię: "Kochany, gdzie chcemy polecieć na wakacje w tym roku?" i szukać w sieci ofert miejsc, które spełnią marzenia wzroku. Chciałbym zacząć w ogóle orientować się, gdzie można pójść coś zjeść w Stolicy naszej, poza dużą wietnamską michą i makiem gumą donald. Chciałbym zaprosić moich Przyjaciół na super kolację, którą ugotuję i nie tłumaczyć się, że od trzech miesięcy nie mam krzeseł, których nie mam czasu odzyskać tylko pojechać do ikeji i kupić nowe. Chciałbym wjechać swoim kabrio peżocikiem ze sztywnym dachem do podziemnego garażu i zapomnieć co to odśnieżanie samochodu. Chciałbym pójść na basen późnym wieczorem, który znajdowałby się na osiedlu w moim apartamentowcu, gdzie rano na tarasie będę popijał kawę z kawiarki, której nie wyszukałem na alegro, żeby było taniej, z mlekiem sojowym, którego nie kupuję w biedrące bo tam jest zawsze w promocji. Chciałbym chodzić do fryzjera raz w miesiącu. Chciałbym dbać o swoja twarz, nie za pomocą kuponów rabatowych w salonach o wątpliwej higienie przyrządów. Chciałbym mieć osobistego trenera już na zawsze. Chciałbym mieć ochotę na masaż bez myślenia gdzie i u kogo, żeby po znajomości. Chciałbym wejść do haiemu i nie uderzać do wieszaka z czerwonymi strzałkami - przecena. Chciałbym kupić sobie pianino, chciałbym kupić sobie mikrofon, chciałbym chodzić na lekcje emisji ot tak, bo chcę się rozwijać, chciałbym kupić sobie nowy obiektyw i nowy aparat, chciałbym ajpada. Póki co mój mózg pada.  Chciałbym korzystać ze świata. Daję temu Światu siebie całego, Świat ze mnie korzysta, chcę korzystać ze Świata. Kurde, jestem tu tak krótką chwilę. Czy to co jest i mam teraz jest pełnią? A co jeśli tak?

Doceniam to, co mam. 

czwartek, 21 marca 2013

zdarzenie.czołowe_______________

Moja głowa przejmuje czasami kontrolę. Idzie perfidnie na czołówkę z kłującym sercem. Dzisiaj serce jest fiatem 126p - maluchem, a głowa ogromnym tirem. BUM. Czołówka. Wypadek. News w gazetach - maluszek nie miał szans, a tir wyszedł bez szwanku, kilka zadrapań. Kim jest kierowca mojego TIRA? Mojej głowy? O! Głowo - wspaniale sabotujesz moją nową rzeczywistość. Jedziesz ten swój monolog: "Nie tak, nie ten, nie tu, nie tędy". Nie nie nie nie. Bla bla bla. Oczywiście, że jestem w strachu i w niepewności. Serio nie wiem. 

Lubię patrzeć jak śpisz, a ja piję kawę, bo kochasz spać. A jak sobie przypomnę Twoją twarz za dnia to się uśmiecham. Jak mnie uczysz języka migowego, to cieszę się w środku niesamowicie. Twoje oczy mają taką ekstra złotą obwódkę wokół źrenicy. Nie mogę się doczekać piegów na Twoje twarzy latem.

Wiem to i czuję. Dobrze, że przyszedłeś, bo zmieniło się wiele. Dziękuję.

Jesteś obecny dzisiaj. To dzisiaj jest dla mnie wszystkim, bo serio serio nie wiem co będzie jutro, jakkolwiek chujowo górnolotnie to nie zabrzmi. Boję się tak samo jak Ty, bo noga może nam się powinąć, z reszta już się powinęła. Może się nie udać. Trudno jest budować coś, przepraszam - Coś. Nie wiem. Moja zgorączkowana głowa rządzi dzisiejszego wieczoru. Idę spać.

Najwyżej zostanie po mnie sweter, który dzisiaj dostałeś. Uśmiech. Ironia - broń.

wtorek, 19 marca 2013

bez.fotoszopu.pa________________ja.jestem.ja.tak.jak.ja.

Pewnie, możemy użyć jednej warstwy, drugiej i trzeciej. Z grymasu zrobić uśmiech, zatuszować użyciem kolejnej maski zmęczenie pod oczami. Pędzlem wykroimy talię tak, żeby nie widać było zajadania emocji w środku nocy. Pewnie zróbmy to. Ubierzmy się jeszcze w łatki typu - pedagog, matka, dziecko, student, ksiądz, premier, dyrektor. Nośmy się tak. Poprawieni, wyretuszowani z fatałaszkach ról, które narzuca nam rzeczywistość. Nie, kręcę głową z całej siły na nie. A już na pewno nie tutaj.

Tutaj jest w pełnej ostrości, w jarzeniowym niefajnym świetle, bez mejkapu, z lustrem przy twarzy. Mam takie zwierciadło przed sobą też. Nigdy tutaj nie stawiałem się wyżej, zawsze kąpię się z podmiotami w bagnie emocji. Zarzucając coś komukolwiek, zarzucam i sobie. Obserwując kogoś, obserwuję siebie jeszcze staranniej. Czy mam się przejmować, że nie używając imion i tak 20 osób wie o kim mowa? I dobrze. Niech wie. 

Adam, uważaj, Adam bądź ostrożny, Adam nie powinieneś, Adam a jak ktoś to przeczyta?

Jak się czyta, że jestem umazany gównem własnego świata po pachy, to wszystko jest świetnie, ale jak komuś postawię lustro przed twarzą... oj... niedobrze. Nie takiej rzeczywistości chcę. Nie zgadzam się. Mogę oberwać, ale uderzając we mnie uderzasz w samego siebie. Przyjmę ten cios, co więcej nadstawię drugi policzek. 

Dziękuję za troskę, za telefony i rozmowy. Dziękuję naprawdę.

Ja jestem ja, tak jak ja. To moja mantra. Nie krzywdzę nikogo. Stoimy w tej samej kolejce po szczęście i spełnienie.

sobota, 16 marca 2013

nie-bajka.o.miejscu.na.R.____________powroty.do.tej.samej.rzeki.


Było sobie i jest miejsce na R. Gdzie było, a nie jest wesoło. Gdy tu przyszedłem po kolei spływały do moich uszu historie. O tej co straciła dziecko jeszcze w brzuszku. O tej co krzyżowała nogi, żeby nie urodzić za wcześnie, wiedząc, że maleństwo nie przeżyje. O tej co jako jedyna miała dziecko, niepełnosprawne i umarła bo zjadło ją zwierze ze szczypcami, o tej co całe życie kochała pewną kobietę a nigdy tego nie powiedziała. O tej samotnej, co kochała całe życie tego jedynego, który wyjechał za wielką wodę. O tym co spłonął mu dorobek życia, jego prywatna kraina miodem płynąca. O tej, co mąż jej odszedł nagle wychodząc z domu nie powróciwszy doń już nigdy. O tym w którym się podkochiwałem, a on ciągle chorował lądując w miejscach gdzie wbijano w niego igłę za igłą. On wyjechał z miejsca na R. i nigdy już nie wrócił i nigdy już nie zachorował. Ja, wyjechałem i powracam czasami do tej nie bajki. Gdzie znowu spływają historie, o tym, co mając niewidomą siostrę ujrzał umierającego nagle na udar zwojów ojca swojego. O tej co o mały włos nie zaczadziła (ała?) w mieszkaniu i teraz z niedotlenioną głową na wiosnę chodzi będąc jakby jej nie było. O bardzo dobrym kumplu, który oznajmił, że się rozwodzi. Wyjechałem i znowu powróciłem, po miesiącu, kompletnie nie spodziewając się kolejnych wiadomości... Mojej stąd mamie odchodzi we śnie brat bliźniak. O tym co ma małego synka, którego czekają trzy operacje. No i tym, którego tak lubię a dotyka go historia podobna do mojej. Rak. Mama. Masakra. 

Nie dziwię się, że trafiłem tu z A. ja z Mamą, Ona z Tatą w przeszłości. Teraz jesteśmy tu na szczęście tylko gośćmi. A. twierdzi, że to taki czas, że ludzie umierają, że chorują, że odchodzą, że nie są szczęśliwi... a my dostaliśmy to w pakiecie ładny czas temu. Może tak jest... A jednak nie umiem oprzeć się wrażeniu, że bajka o miejscu na R. nie jest bajką, albo jest bajką złą. Chcecie bajki? Nie, nie chcę takiej. Jutro wyjeżdżam.

Powroty. Wchodziłem do tych samych rzek, przyznaję... i nigdy, te dwa razy nie wychodziło...bolało. 
A wokół mnie powroty. M. - swego czasu kłamcą nazwany - wraca, M. - młody - wraca. Czy popełniają błędy? Nie. Idą za szczęściem. Przecież nie popełniamy błędów, bo wszystko jest nowe, choć stare. Ufff. Tęsknię, ale nie za tym co było, za tym co jest.

piątek, 15 marca 2013

kąpiel.z.Królową______________wszystko.jest.w.bani.

Królowa. Wczoraj obchodziła 30ste urodziny. O Niej pierwszej mówiłem - Królowa, bo Nią jest. Poznaliśmy się kiedy przeżywała największy koszmar swojego życia. Kiedy Jej mózg i Serce były jednym wielki wynicowaniem kloaki i oddawaniem kałomoczu, a Jej dusza zamieniła się w pierdzącą cipę. Pamiętam jak wyglądała. Szary ogromny szal, w którym się chowała. Królowa. To Ona, trzymała mnie za rękę w dwóch totalnych momentach. Przytrzymywała mnie wówczas, kiedy to moja dusza... była tym czym była. W stanie gówna. Po prostu przy mnie była i dokładnie wiedziała co czuję, co myślę. Rozrywało mnie tak samo jak Ją samą kilka miesięcy wstecz. Królowa. Ponoć nie znam Jej w pełni. Może nikt Jej nie zna. To G. nie raz zeskrobywała Jej pijane ciało z parkietów warszawskich piwnic. Ja nie musiałem tego robić. Królowa, którą znam, dumnie nosi swoją koronę, czasami ją gubiąc, pokornie przyznając się do tego, ale nawet najlepszym się zdarza. Kocham Ją. Przeglądam się w Niej. Dziękuję, że jest.

Mając dziwny poranek obecny w mieście na R. zajrzałem do starych zdjęć swoich. Wniosek: poza szlachetnym zmęczeniem, nic się nie zmieniło. A jednak dopiero dzisiaj lubię na siebie patrzeć. Nie zawsze, bo każdemu zdarza się dzień świni. Hm. Dopiero dzisiaj. Nie dziwne, skoro kiedyś miało się obok siebie jebanego adonis(k)a, którego należało adorować i kochać przez cały czas, nie dziwne, że ja byłem umazany błotem w moich oczach. 

Dzisiaj, kiedy mówisz mi Ty, że jestem piękny, umiem to przyjąć, i uśmiecham się. Kiedy ja mówię to Tobie, naprawdę to czując, Ty dopiero powoli wychylasz się na światło. Jesteś piękny wiesz?

wtorek, 12 marca 2013

bez.kobiet.gej.ułomny___________

Ta w Toruniu. Ta w Szczecinie. Ta się obraziła, bo Ją zaniedbałem. Ta oddalona choć bliska była. Ta już rozmawia w serialu ze wszystkimi tylko nie ze mną na żywo. Z Tą się styki przepalają zbyt często bo jedyna się tu ostała więc się troszkę wieszam. Ta zaciążyła i w dodatku się doktoryzuje. Ta wychowuje maleństwo już i do pracy biega. Ech... Kobiety ważne. Kobiety trzymające mnie za rękę, słuchające, wylewające zimną na łeb wodę, Kobiety utulające, Kobiety pijące, Kobiety rozmawiające. Kobiety te za daleko ode mnie. Potrzebuję Was.

Mam tyle wątpliwości. Zmęczenie robi swoje. Negacja codzienna i szybkie nerwy. Brak ujścia w rozmowie z Wami. Tyle wątpliwości. Ty byś mi powiedziała: "Sam się stawiasz w tym miejscu", Ty: " Ok, więc chcesz czy nie?" Ty: "No dobrze, a jakby spojrzeć na to z osiemdziesiątej strony" Ty: "Oj Adasiu, ja nie umiem tak pomagać i się stresuję". Ty: "No, Adam rób jak uważasz". Tak byście mówiły, a nie mówicie. A ja tu. Czekam. I tęsknię kurwa tak bardzo, a dookoła jeb to, jeb tamto. 

Wiosna mnie oszukała i nie tylko mnie. Pierwszy raz dałem się tak wrobić. Już poczułem chód tenisówkowo - chodnikowy. Już marynarka jedna druga. Słońce. Wiatr. DUPA - ŚNIEG! I ten tydzień już trwa tak długo trwa, a wiosna dopiero za tydzień. AT LAST!, czyli Nareszcie!

sobota, 9 marca 2013

LEĆ_____________nie.lot.

To nie może czekać do jutra. Tak właśnie jest, dzięki nie powiem czemu zrozumiałem dlaczego latałem tak dużo w snach... uciec uciec uciec. Może dlatego byłem na chwilę stewardem, żeby ciągle uciekać, wznosić się i lecieć. Moment kiedy siedziałem w kokpicie w ostatni dzień mojej lotniczej pracy, kiedy samolot ustawił się na pasie, nabrał prędkości, zwolnił hamulce, a dokąd a dokąd a dokąd na wprost, szybciej szybciej szybciej. Moment, w którym dziób uniósł się w górę i zamiast ziemi zobaczyłem niebo, poczułem, że się wznoszę. To dosłownie zapiera dech w piersiach... Ten krótki 40sto minutowy lot, niekończący się zachód słońca, wysoko wysoko wysoko, co za wspaniała ucieczka. A ten wyjazd na dłużej? Czyżby znowu uciekać mi się zachciało? Z drugiej strony nic dziwnego. Czy kiedyś trzeba lądować?

O KURDE... ale lot. Mętlik mam. Gdzie jest spełnienie? tam w górze? a lądowanie to śmierć? Czuję, że ciągle jestem na boardingu, ładują we mnie bagaże, żeby mnie dociążyć, kolejni pasażerowie wchodzą na pokład, we mnie, zabieram ich ze sobą, Was wszystkich. Polecicie ze mną? Niektórzy już siedzą na tym pokładzie od dawna. Ciągle przede mną kołowanie, ustawianie się w kolejkę, ciągłe sprawdzanie warunków. Czy mój lot jest zaplanowany? Będzie punktualny? Opóźniony? Czy odwołany? To latanie. Ucieczka? A może właśnie go go go go! W górę! Wzlecieć! Spełnienie tam!

Harfistka. Została uduszona. Jak moja kuzynka kilka miesięcy temu. Uduszona. To nie strzał. Strzał i koniec. Ktoś. 29lat chłopak, dokładnie ten rocznik co ja. Zacisnął ręce na tej łabędziej szyi i zabrał oddech. Musiał poczekać do samego końca. Duszenie. Dusić. Trzeba udusić cebulkę razem z kurczakiem na wolnym ogniu, puszczone soki wymieszają się ze sobą nawzajem i zjemy ze smakiem pyszną potrawę. Masakra. Duszenie. Nie lubię duszonej marchewki z groszkiem. 

Jeszcze kolejnej rzeczy nie lubię. Jak jadę autobusem, takim starszym i jak się zatrzymuje to mu tak szyby drżą we framugach...AAA! atak na mój słuch.

Udusił Ją.

piątek, 8 marca 2013

śmierć.f.filharmonii________wieczór.z.tytułem.

Została po Niej harfa. Kilkadziesiąt strun. Ona wiedziała. Słuchałem Jej. Była w moim życiu przez kwadrans, a dokładnie pamiętam jak wyglądała, jak przestawiała swój instrument zanim zaczęła go używać. Zaczęła. Pięknie. Czarna suknia, spiczasty nos, włosy w kok. Zabili Ją. 27 lat. Pojechała zagrać koncert, no i zagrała. Śmierć jest taką jedną wielką symfonią. Jak tu nie myśleć, że w raz z narodzinami zaczyna się śmierć. 27 lat. Ciekawe jak spędzała sylwestra? Jej ostatnie święta i prezenty. Ostatni śnieg. Ostatnie lato. Ostatnie szarpnięcie struny, jak pociągnięcie za spust. Koniec. Nie ma, na zawsze. Z drugiej strony, czy dla muzyka istnieje inne, "lepsze" miejsce śmierci niż dom nut? Filharmonia? Czy w ogóle istnieje dobre miejsce dla śmierci? Chyba nie. Strzał? Ciekawe ile dźwięków, alikwotów ma strzał, FORTE zabrzmiało. Teraz już tylko cisza brzmi. Dudni wręcz, łomoce i stuka. A dokąd a dokąd a dokąd na wprost. Co tam się wydarzyło, pod osłoną nocy. Dlaczego? Jak tu nie myśleć, że jest tak jak ma być? Mój argument, kiedy smutniejesz Ty jak zaczynam mówić o wyjeździe za trzy miesiące, który być może nigdy nie nastanie a mówię, za trzy miesiące może mnie nie być, więc po co się tym zajmować teraz, dzisiaj nabiera nowego znaczenia. Tak miało być? Śmierć Harfistki i już? 27 lat? Trudno się na to godzić. Żegnaj.

Dlatego nie wiem czy Cię pokocham. Nie wiem na ile tu jesteś. Bo zawsze jest dla mnie tylko dzisiaj. Jutro będzie nowe zawsze, które umrze jutro. Zostań, bo przy Tobie robi się spokojniej, kompletnie nie wiem dlaczego. Wiem już, że cudownie możemy się w sobie przeglądać. Ja patrzę w Ciebie, w niego, w niebo. Pamiętasz? Czytałeś? Nie zadrżał  świat, nie zastrząsł  się w posadach. Nie biegam i nie krzyczę, że jestem zakochany, ludzie ludzie słuchajcie. Przyszedłeś. Zostałeś. Dziękuję. Harfistki już nie ma. Dobrze, że my jesteśmy. Nie wiem tylko na jak długo. Weźmiesz to i zostaniesz?
21kobiet____________dzień.bez.tytułu.

Każda z Was jest we mnie. W każdej z Was jestem ja. To były spotkania, czasami jedno zdanie. To są spotkania, czasami całe zdania. Byłyście. Jesteście. W każdej z Was mam kawałek tej, której już fizycznie nie mam. Ogromnie dziękuję. Kształtujecie mnie. Jesteście ze mną. Czasami bliżej i wtedy jest wspaniałe. Czasami za blisko i potrzeba przerwy. Czasami za daleko i jestem zły, choć mam nadzieję, że pamięć Wasza jest o mnie. Moja o Was jest. Kocham każdą z Was i jesteście na zawsze w moim pojemnym sercu. Dziękuję.

AW AM AS MU ML NK AB KH SK AW EB ET MW MW AN AM EP KB HP MP ED 

Gdyby nie świąteczne Kobiety, dzisiejszy dzień byłby dniem bez tytułu. Rozwalony. Do wywalenia. No, może nie do końca do wywalenia, bo po pierwsze jeszcze się nie skończył, a po drugie jednak małe to i male tamto było fajne, śliczne, miłe, sympatyczne, ładne i dobre. Za to oczywiście wdzięczny jestem.

Duże zadanie od K padło, póki co kompletnie sobie nie radzę, czuję, że znów mój statek wpływa w lekki sztorm, już czuję wiatr porwisty, ale dam radę. Przytrzymam się sam (haha, napisało się - dam... świetnie). 

Wdech. Wydech. Biorę. Daję. Czasem nie wiem. EKSPLORUJĘ nas.

środa, 6 marca 2013

Dzień.dobry.poproszę.spacer_____111zł______s.pełnienie_____3sprawy.

1sprawa:
Otwieramy tak o 8 rano. Pierwsi klienci zjawiają się zaraz po otwarciu, badamy wzrost, wagę, upodobania spacerowe.
- Dzień dobry, poproszę spacer.
-Oczywiście, wózek spacerowy? Czy pozycja leżąca?
-Leżąca.
-Waga? Wzrost?
- 89, 194.
- Świetnie, czyli model "Zuzia XL". Czas?
- Dwie godziny.
- Prowadzący?
- Tak, poproszę Panią Marysię.
- Świetnie. Zapraszam do szatni.

I ktoś mnie wiezie. Ja opatulony, tylko kawałek buzi wystaje. Oczywiście wózek ma dodatkowy napęd, bo żadna Pani Marysia nie da razy mną powozić. Jedziemy. Zasypiam. Budzę się. Słyszę szum samochodów. Potem już nie. Nic mnie nie obchodzi. Co jakiś czas dłoń Pani Marysi dotyka mojej twarzy, żeby sprawdzić czy nie jest mi za gorąco, albo za zimno. Nasłuchuję rozmów Pani Marysi, z Panią Zosią. Nachylają się nade mną, mówią: "Jej, jaki piękny, jaki duży, jak pięknie śpi, jak się pięknie uśmiecha, jak pięknie to, jak pięknie tamto". Dowartościowanie w pełni. Wracamy. Wstaję. Wychodzę. Piękny dzień przede mną. Taki pomysł na biznes. 

2sprawa:
Ile kosztują majtki Kalwina Klajna? A buty kogoś tam kogoś? Najka na przykład. Dużo za dużo. Ciągle słyszymy, mam to, mam tamto, za tyle, za tyle. A ta w tym, a ten w tamtym. Eksperyment. Policzyłem za ile mam dzisiaj na sobie rzeczy. 111zł. Dokładniej? Sakrpetki - kradzież z teartu, majtki 7zł, dres 15zł, buty (kupione 3 lata temu) 30zł, bluza - free, t-shitr - free od pracodawcy, szal (3 lata temu) 30zł, golf - 30zł. Dobrze policzyłem? Śmiech na sali. To się zmieni.

3sprawa:
Spełnienie. Krótko. Przyjdź. Zmieniam się. Prawie jestem gotowy na przyjęcie. Ulga będzie wspaniała.


piątek, 1 marca 2013

nieprzeczytane.litsty.ty.____a.Ty?_____na.kogo.wypadnie.na.tego.

Wstawiony post. Nie ma co ukrywać. Piekielnie prawdziwy. Ogieś Przyszedłeś dobrze znany niezapowiedziany jak zawsze gościu. kto?co? Trzy litery. Na "D" jak dupa.  Przed chwilą zdałem sobie sprawę dlaczego. 

DWA LATA. 

Wdech. Mijają dzisiaj dwa lata. Pasowało wszystko prawda? Od pierwszego spotkania oczu. Nieważne, że żona i dzieci. Byliśmy. Pamiętam "Niebieskie migdały", od kiedy wszedłeś, a potem jak trzymałeś niezgrabnie filiżankę z herbatą, a ja udawałem, ze jestem taki oczytany z Murakamim u mojego boku, pamiętam jak odjeżdżałeś na rowerze, a ja gdzieś zadzwoniłem do kogoś bliskiego, i powiedziałem "coś się dzieje." Pamiętam - coś we mnie topniało, jak ten śnieg co teraz, bo wiosna idzie. Spacery. Jeden. Drugi. Trzeci. Kolacja. Noc. Cztery lata. Wszystko pasowało, od początku. Nasze ciała pasowały. Nasze mózgi pasowały. Nie ma. Nie ma. Nie ma. Życie nas rozjebało. To była była była była wielka miłość. Jedyna i niepowtarzalna.

DWA LATA.

Do dzisiaj mam folder listów pisanych do Ciebie, po rozstaniu. Listów wiosennych. Ja pierdole, jak tamta wiosna bolała. Fizycznie bolała. Nigdy nie byłem w stanie ich przeczytać. Nawet teraz. Nie będziemy razem. Ty już gdzie indziej, a ja tym bardziej. Szarpiemy się, ale listy nadal zostają nieprzeczytane. Nie mogę. Nie umiem. Pasowało wszystko. Dziękuję Ci P. za tą miłość ogromną. Dziękuję, że wziąłeś moja rękę i powiedziałeś "chodź". Choć było trudno od samego początku. Jesteś cholera w moim sercu, bo jak mógłbym kłamać, że nie. Wybielił czas wiele spraw, ale zapachy naszych miejsc pamiętam i będę pamiętać zawsze. Wydech.

DZISIAJ.

Co jest dzisiaj? Weźmiesz mnie za rękę? Kurde, przyjdź i weź. Pierwiastki między nami mogą nie wystarczyć. I teraz kiedy nie odbierasz. Nie oddzwaniasz. Nie chcę mieć tych myśli co mam. Chcę zasnąć. Będzie inaczej jutro? Sabotaż moich myśli i czuć. Szantażuję sam siebie. Taka wyliczanka: "Na kogo wypadanie na tego bęc". Szkoda, że wiem po jakiej stronie kogo? co? ustawić, żeby przewidzieć wynik. Przegrywamy?

JUTRO.

czwartek, 28 lutego 2013

ludzie.z.metra.wy.cięci.cz.II_________on

Spotkałem go znowu. 2nd time. Znowu wypatrzyłem go na peronie, staliśmy w tych samych miejscach co kilka tygodni temu, znowu poszedłem za nim, żeby wsiąść do tych samych drzwi. Pociąg ruszył. Politechnika - start. Jedziemy. Następna stacja Centrum.

O. powiedziała - "cała Warszawa to 100 osób, reszta to statyści". Przecież, gdybym nie skończył próby w tej i w tej minucie, gdybym nie podbiegł do autobusu 523, który na mnie poczekał na przystanku to wsiadłbym do 503, które odjechało sprzed nosa i wtedy minąłbym go. Nie byłoby mnie w metrze dziś. Byłem. To nie był przypadek.

Centrum. Dużo ciał wysiadło, ale jeszcze trochę między nami. Jeszcze tłok. Coś grzebie w telefonie, czyta, ostatnio też czytał. Wyjmuje słuchawki, zaczyna słuchać delikatnie ruszając wargami do słów piosenki. Jedziemy. Stajemy. Ludzie wychodzą. Nic. Ruszamy. Następna stacja Świętokrzyska.

G. powiedziała, że nie lubi metra, bo nie widać świata, a dla mnie właśnie w metrze jest świat. Bo widać tylko ludzi. Siedzą naprzeciw siebie. Wsobni. Bardziej wsobni niż w tramwajach czy autobusach, bo tam jest to co na zewnątrz, a metrze jesteśmy tylko my. Teraz. On i ja. I cały tłum.

Świętokrzyska. Przeludnia się. Nic. Ruszamy. Między nami nie ma już nikogo. ukradkiem zerkam starym sposobem gdzieś obok jego twarz, to przyciąga, ale w razie czego nie widać, że się najzwyczajniej w świecie (ponoć często używam tego sformułowania) lampię na... Jest! Spojrzał! Poznał! Zobaczyłem, że poznał. Urwane spojrzenie. Spojrzenie, które nic nie znaczyło. Następna stacja Ratusz Arsenał.

Rozpoczyna się gonitwa wzroku. Wygląda pięknie. Przyjrzałem się jego dłoniom, które z torby wyciągnęły magazyn o sztuce w obcym języku. Długie palce, zadbane męskie dłonie. Spodnie - dokładnie takie jakie chcę sobie teraz kupić. Chyba ma inne okulary.

Ratusz arsenał. Podnosi wzrok sprawdza co to za stacja, znowu nasze oczy się spotykają, chcę się uśmiechnąć, powiedzieć: "tak to znowu ja. Ty i ja. My." Ruszamy. Czuję szybkość metra i moich myśli, następna stacja Dworzec Gdański, dalej, czyta, następna stacja Plac Wilsona. To moja. Wiem, że tam nie wysiada. Za szybko biegną sekundy.  Gonitwa myśli, przecież nie zrobię tego co mam w głowie, a jednak moja ręka bezwiednie sięga po kalendarz, wyrywam kawałek ostatniej strony, biorę ołówek, piszę kilka cyfer, siódemka nieładnie wychodzi. Jeszcze chwilę, proszę, bo jeszcze nie wiem co zrobić. Serce zaczyna bić szybciej, temperatura skacze. Trzymam w dłoni kartkę. Wjeżdżamy na stację. Teraz albo nigdy. Drzwi otwarte, ludzie wysiadają. MASZ! położyłem kartkę z cyframi przypisanymi do mnie z dopiskiem "2nd time". Uciekłem. Pobiegłem po schodach, żeby nie widzieć, czy spojrzał, czy podarł, czy co.

Cisza. Nie pisze. To pewnie koniec tej historii. Nawet jeśli. Jestem górą. 

Lubię metro.

poniedziałek, 25 lutego 2013

polsko.spierdalam.________________kuku.na.muniu.

polsko jest bardzo źle. polsko nie dajesz mi dobrze żyć. polsko podcinasz skrzydła orłom swym. polsko podcinasz skrzydła mi. polsko spierdalam.

Wystarczy już tych lekcji. Dobrze, niektóre "kuku" sam sobie robię, ale nie które "kuku" robisz ty mi. Puknij się w łeb polsko. Kuku na muniu ci się zrobiło polsko.

Życie jest gdzieś indziej. Tak czuję to dziś. Bo dziś zmagam się znowu ze skręconym brzuchem, z tym, że nie jest jak być miało, a jak być miało? Co ja sobie wymyśliłem niby? Że będzie fajnie tak? Że przed trzydziestką będę miał związek, mieszkanie, dobrą pracę, karierę i pieniądze. Nie mam nic z wyżej wymienionych. Szarpię się z, jak go zwała nazywać, S. - Szkarłatanem o pieniądze, które pożyczyłem mu ratując mu dupę z miłości, którą czułem. Wyruchał mnie. Szarpię się z właścicielem byłego mieszkania o kaucję, którą jest mi ewidentnie winien, a nie chce wypłacić. Szarpię się z tobą polsko. Kurwa! Ruchasz mnie! Co jest ja się pytam. Nie wysrałem tych pieniędzy. Nie dał mi ich Tatuś. Skąpcem byłem, żeby je mieć, ktoś nim nie był ,a wydał. polsko pojebało cię? Ile jeszcze będę się szarpał, żeby mieć spokój w materii. Takie masz dla mnie życie? 

Cudownie znane miejsce. Nie ma kariery, uciułane pieniądze przeliczone na miesiące w przód. Pseudo spokój. Szukanie kurwa, może tu, może tak, może się zesram i będę personelem pokładowym, ni chuja, podetniesz mnie w kolanach już po miesiącu. Tak nie będziesz ze mną grać. 

Tylko co z tego, że powiem ci dość? Obudzę się jutro gdzie indziej? Nie. Co z tego, że powiem pas tym kolejnym projektom, które mają przynieść karierę i pieniądze, a i tak zakończysz je zbyt wcześnie dodając zazdrość o innych? Co z tego że pokażę faka M. i powiem "nie chcę Cię, ani żadnego faceta"? Nie pokazałaś mi, że ktoś może o mnie zawalczyć, że coś może o mnie zawalczyć. Nie to nie? i foch? Tunpę nóżką, tylko roześmiejesz się w głos. Niefajnie. Nie fair.


Oj... spakowany jestem już.

sobota, 23 lutego 2013

burza.w.szklance.ciała____________

Śnieg pada cicho, tylko chrup chrup pod butami. Jeszcze pół godziny temu potrzebowałem burzy. Potrzebowałem niepokoju kiedy nadchodzi, jest duszno gdy nagle zrywa się wiatr, niebo staje się szare, grzmot gdzieś daleko, i pierwsze krople, kap kap i ryms leci z nieba woda, i asfalt rozgrzany tak pachnie. Cała orkiestra kropel. Perkusje kałuż, dęte rynny, klawiszowe parapety, tylko słuchanie pozostaje. Strach powoli ustępuje, wiatr też i chmury się rozchodzą. Nocami jeszcze liczysz między błyskiem a grzmotem, raz, dwa, trzy, cztery BUM, myślisz: "uff to jeszcze cztery kilometry od nas". Potem przez trochę jeb jeb, jedno po drugim. Trochę strachu. Mija. Wszystko mija. Jeszcze pół godziny temu potrzebowałem burzy. Wszystko pięknie się rozegrało, tak jak latem na dworzu, z tą różnicą, że we mnie. Uszło. Poleciały łzy. Do łezki łezka i nie jestem niebieski już. Wiatr i pioruny tylko nadszarpnęły serduszko i trochę boli teraz, kłuje, ale przejdzie. Potrzebuję odpocząć. Dużo się dzieje ostatnio.

Postawić na siebie? Może czas na zdrowy egoizm, tak się mówi. Zostawia się nie trudno, tak sobie myślę. Bałbym się tylko powrotu, że nie będzie do czego. A może jednak warto nie uzależniać się od innych? Może warto spędzić 30ste urodziny nad wielkim morzem daleko daleko? Wyjechać, wyjechać? Czechow wraca. Inaczej tylko nie co. Myślę. Zrobię?

czwartek, 21 lutego 2013

spójrz.w.niebo_______________w.niego.

Mój zapomniany przyjaciel z Niemiec. Chyba pierwszy facet, w którym się zakochałem, z którym miałem kompletne połączenie dusz. Od pierwszego wejrzenia. Sex był nieistotny, były rozmowy, pocałunki,  spacery, tulenie, wgapianie się, łzy, wódka, dużo wódki, porozumienie kompletne. OCH. Mój zapomniany przyjaciel z Niemiec przysłał film z pewnego miejsca gdzie się poznaliśmy, film o tym samym miejscu, ale z innymi ludźmi. Nieistotni ludzie, istotne miejsce. Wszystko wróciło, jak pięknie, tamten czas. Totalny. Przełamywanie barier każdych. Spójrz w niebo. Pamiętam jak musieliśmy wykonać takie ćwiczenie, żeby położyć się na koniu na plecach jak ów zwierze ciągle idzie. I patrzeć w niebo. (hahaha napisało mi się w niego, zamiast niebo... taaak... w niego też mogłem się patrzeć godzinami... a niego teraźniejszego też chcę się patrzeć, ale skurczybyk wyjechał i wróci w niedzielę dopiero).

Ciągle jest zima. Głowa w dół. W ogóle nie patrzymy w niebo (hahaha i znowu w niego - palce same piszą:) ). Nie ma na co chyba patrzeć. Zaraz wiosna i już będzie. Zmieni się powietrze. Spokojnie, teraz czuję, że mam czas, na wszystko. Wspaniałe uczucie. Powoli. Nigdzie nam się nie śpieszy prawda? Zimo, możesz trwać. Pozwalam.