czwartek, 28 lutego 2013

ludzie.z.metra.wy.cięci.cz.II_________on

Spotkałem go znowu. 2nd time. Znowu wypatrzyłem go na peronie, staliśmy w tych samych miejscach co kilka tygodni temu, znowu poszedłem za nim, żeby wsiąść do tych samych drzwi. Pociąg ruszył. Politechnika - start. Jedziemy. Następna stacja Centrum.

O. powiedziała - "cała Warszawa to 100 osób, reszta to statyści". Przecież, gdybym nie skończył próby w tej i w tej minucie, gdybym nie podbiegł do autobusu 523, który na mnie poczekał na przystanku to wsiadłbym do 503, które odjechało sprzed nosa i wtedy minąłbym go. Nie byłoby mnie w metrze dziś. Byłem. To nie był przypadek.

Centrum. Dużo ciał wysiadło, ale jeszcze trochę między nami. Jeszcze tłok. Coś grzebie w telefonie, czyta, ostatnio też czytał. Wyjmuje słuchawki, zaczyna słuchać delikatnie ruszając wargami do słów piosenki. Jedziemy. Stajemy. Ludzie wychodzą. Nic. Ruszamy. Następna stacja Świętokrzyska.

G. powiedziała, że nie lubi metra, bo nie widać świata, a dla mnie właśnie w metrze jest świat. Bo widać tylko ludzi. Siedzą naprzeciw siebie. Wsobni. Bardziej wsobni niż w tramwajach czy autobusach, bo tam jest to co na zewnątrz, a metrze jesteśmy tylko my. Teraz. On i ja. I cały tłum.

Świętokrzyska. Przeludnia się. Nic. Ruszamy. Między nami nie ma już nikogo. ukradkiem zerkam starym sposobem gdzieś obok jego twarz, to przyciąga, ale w razie czego nie widać, że się najzwyczajniej w świecie (ponoć często używam tego sformułowania) lampię na... Jest! Spojrzał! Poznał! Zobaczyłem, że poznał. Urwane spojrzenie. Spojrzenie, które nic nie znaczyło. Następna stacja Ratusz Arsenał.

Rozpoczyna się gonitwa wzroku. Wygląda pięknie. Przyjrzałem się jego dłoniom, które z torby wyciągnęły magazyn o sztuce w obcym języku. Długie palce, zadbane męskie dłonie. Spodnie - dokładnie takie jakie chcę sobie teraz kupić. Chyba ma inne okulary.

Ratusz arsenał. Podnosi wzrok sprawdza co to za stacja, znowu nasze oczy się spotykają, chcę się uśmiechnąć, powiedzieć: "tak to znowu ja. Ty i ja. My." Ruszamy. Czuję szybkość metra i moich myśli, następna stacja Dworzec Gdański, dalej, czyta, następna stacja Plac Wilsona. To moja. Wiem, że tam nie wysiada. Za szybko biegną sekundy.  Gonitwa myśli, przecież nie zrobię tego co mam w głowie, a jednak moja ręka bezwiednie sięga po kalendarz, wyrywam kawałek ostatniej strony, biorę ołówek, piszę kilka cyfer, siódemka nieładnie wychodzi. Jeszcze chwilę, proszę, bo jeszcze nie wiem co zrobić. Serce zaczyna bić szybciej, temperatura skacze. Trzymam w dłoni kartkę. Wjeżdżamy na stację. Teraz albo nigdy. Drzwi otwarte, ludzie wysiadają. MASZ! położyłem kartkę z cyframi przypisanymi do mnie z dopiskiem "2nd time". Uciekłem. Pobiegłem po schodach, żeby nie widzieć, czy spojrzał, czy podarł, czy co.

Cisza. Nie pisze. To pewnie koniec tej historii. Nawet jeśli. Jestem górą. 

Lubię metro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz