piątek, 8 marca 2013

śmierć.f.filharmonii________wieczór.z.tytułem.

Została po Niej harfa. Kilkadziesiąt strun. Ona wiedziała. Słuchałem Jej. Była w moim życiu przez kwadrans, a dokładnie pamiętam jak wyglądała, jak przestawiała swój instrument zanim zaczęła go używać. Zaczęła. Pięknie. Czarna suknia, spiczasty nos, włosy w kok. Zabili Ją. 27 lat. Pojechała zagrać koncert, no i zagrała. Śmierć jest taką jedną wielką symfonią. Jak tu nie myśleć, że w raz z narodzinami zaczyna się śmierć. 27 lat. Ciekawe jak spędzała sylwestra? Jej ostatnie święta i prezenty. Ostatni śnieg. Ostatnie lato. Ostatnie szarpnięcie struny, jak pociągnięcie za spust. Koniec. Nie ma, na zawsze. Z drugiej strony, czy dla muzyka istnieje inne, "lepsze" miejsce śmierci niż dom nut? Filharmonia? Czy w ogóle istnieje dobre miejsce dla śmierci? Chyba nie. Strzał? Ciekawe ile dźwięków, alikwotów ma strzał, FORTE zabrzmiało. Teraz już tylko cisza brzmi. Dudni wręcz, łomoce i stuka. A dokąd a dokąd a dokąd na wprost. Co tam się wydarzyło, pod osłoną nocy. Dlaczego? Jak tu nie myśleć, że jest tak jak ma być? Mój argument, kiedy smutniejesz Ty jak zaczynam mówić o wyjeździe za trzy miesiące, który być może nigdy nie nastanie a mówię, za trzy miesiące może mnie nie być, więc po co się tym zajmować teraz, dzisiaj nabiera nowego znaczenia. Tak miało być? Śmierć Harfistki i już? 27 lat? Trudno się na to godzić. Żegnaj.

Dlatego nie wiem czy Cię pokocham. Nie wiem na ile tu jesteś. Bo zawsze jest dla mnie tylko dzisiaj. Jutro będzie nowe zawsze, które umrze jutro. Zostań, bo przy Tobie robi się spokojniej, kompletnie nie wiem dlaczego. Wiem już, że cudownie możemy się w sobie przeglądać. Ja patrzę w Ciebie, w niego, w niebo. Pamiętasz? Czytałeś? Nie zadrżał  świat, nie zastrząsł  się w posadach. Nie biegam i nie krzyczę, że jestem zakochany, ludzie ludzie słuchajcie. Przyszedłeś. Zostałeś. Dziękuję. Harfistki już nie ma. Dobrze, że my jesteśmy. Nie wiem tylko na jak długo. Weźmiesz to i zostaniesz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz