czwartek, 28 marca 2013

off.koniec__________

Ok. Wystarczy. Pełnia zrobiła swoje, wykoleiła totalnie, choć to nie wina księżyca, który bezkarnie świeci w moje okno na spokojnym Żoliborzu.

Mówię pas. Off. Koniec. Wystarczy. Detox. Wyjeżdżam.

Jadę powciągać białe kreski świeżego spokoju. Jadę zaciągnąć się brakiem szumu w głowie. Ostrą igłą strzykawki, prosto w tętnicę szyjną wbiję do obiegu siebie samego sobie. Do wewnątrz podróż. Jest tyle filmów do nadrobienia. Tyle spacerów do przejścia. Tyle myśli do ułożenia. Na buty do biegania czas. Wdech. Wydech. Do dechy gaz. 

Za dużo. Za bardzo. Za mocno. Chwila, moment, stop. Mówię stop i nie pójdę nigdzie dalej. Tupam nogą i mówię nie. Nie pójdę. Jeśli skrzywdzę kogoś tym staniem - trudno.

środa, 27 marca 2013

oni.ty.wyPEŁNIAnie.tak____________sraczka.cz.II.słowa.

powiedział. kocha. naprawdę? cisza. alarm. awaria. czerwone. nie staje. odchodzę. kocham. ich. śpiewanie. dziękuję. nowe. cel. pal. jazda. wiśniówka. ona. on. mąż. żona. ? . trawa. praca. prawa. frustracja. strach. dojrzałość. odpowiedzialność. uciekam. spierdalasz. nie. rozumiesz. ? . spierdalam. u. czucie. beton. zamrożony. zdziwiony. chcę. nie. chcę. idź. wróć. bądź. spadaj. ruchanie. okno. oni. papieros. chcę. było. minęło. boli. śmiech. ironia. bezpieczeństwo. czyje? moje. Twoje? spacer. przeszłość. przyszłość. sex. prezerwatywa. bezpieczeństwo? ucieczka. zamazywanie. nieostrość. ostrość. chcę. 

kłuje. kuje. sruje. z życia mam dwóję. 

wtorek, 26 marca 2013

tańcz.tańcz.tańcz.wolność______________

Wolność. Widać ją w tańcu. Uwielbiam widzieć ludzi wolnych w tańcu. Człek taneczny. Radość. 

Taneczna wolność. 

Moja jest taka, że najlepiej kaptur na łeb, a ciało wiruje jak bądź. To nie pełna wolność moja, bo jednak oczy widzieć nie chcą, co dookoła. 

Inna jest taka udawana, taka jest najbardziej zabawna, te wszystkie okrzyki "heeeeej, aaaaaa, woooooow, to moja ulubiona piosenka, tańczymy heeeeej". Śmiech. 

Jest wolność taneczna gotująca się w środku. Podrygi na ugiętych kolanach, ręce w kieszeni. To jest takie niebezpieczne trochę jak dla mnie. 

Fake wolność, to taka ani nie udawana, ani nie krzycząca, to taka wolność taneczna co w oczy nie patrzy jak naprzeciwko Ciebie jest. 

Wolność patrz na mnie. Ta też jest średnia. To taka wolność w stylu "patrzcie jaki jestem wyzwolony." Od kotary do kotary. Dymy. Pióra w dupie. Tarzam się po podłodze w amoku. Wszystko, tylko patrz na mnie. 

Jest wolność zazdrosna, co stoi z boku i pragnie być wolnością wolną. Sprawdzająca wolność, oglądająca się na boki, nieśmiała. 

Tańcz tańcz tańcz. Tak rzadko tańczę w domu sam. Może trochę dlatego, że moja wolność jest też trochę: patrz na mnie? A przecież wystarczy patrzeć i widzieć.

sobota, 23 marca 2013

skurwiel_____________

Bohater tytułowy. Chrystus narodów. Tyłem chodzi. Rak.

Nieźle to sobie wymyśliłeś Ty tam, gdzieś, co nie wiadomo czy w ogóle jesteś. Naprawdę bić pokłony i gratulacje składać. Oczywiście, wspaniale, że dzięki temu skurwielowi dajesz nam czas się pożegnać. Wielka łaska. Za to wszystko?

Za oglądanie naszych Mam bez włosów. Za oglądanie naszych ojców rzygających krwią. Za nasłuchiwanie nocą czy nikt się nie dusi i proszenie nie wiadomo kogo, żeby już znowu była cisza. Za modlitwy, błagania: "ulecz nas Panie". Za wyrzuty sumienia. Za oglądanie bliskich pod kroplówkami wsączającymi jebaną chemię, pseudo lekarstwo, które niszczy łącznie ze skurwielem wszystko. Za słabość. Za odchodzenie. Za widoczność śmierci. Śmierci. Śmierci. Śmierci. Nie żyje. Umarła. Odeszła. Do zobaczenia.

Naprawdę nie można inaczej? Nie można tego było jakoś tak wymyślić, żeby nie było widać tych ułomności?

Na czym polega ta wyliczanka? Na kogo wypadnie na tego bęc? Moja kuzynka, niesłysząca, tracąca w brutalnym morderstwie swojego Ojca, znalazła Go, wszystko było pięknie, najbardziej wzruszający ślub świata, kiedy On, nie umiejąc mówić próbował wykrzesać z siebie przysięgę małżeńską, a na weselu była kapela, choć Oni nic nie słyszeli. 6 lat później. On 30ści z kawałkiem. Skurwiel. Rak. Rzyga żółcią. Ej Ty, nie za dużo?

Naprawdę nie można inaczej? Ja nie wiem co lepsze. Wziąłem na bary co mi dałeś.

A. trzymaj się. Jestem z Tobą, mam TO za sobą. Będzie bardzo źle. Kiedyś usłyszałem "nie musisz być dzielny". Nie musisz. Nie musiałem. Nie muszę.

piątek, 22 marca 2013

chciałbym________

Chciałbym, żeby spełnienie na mnie spadło. Mieć mieć mieć, nic w tym złego. Chciałbym przestać już patrzeć w sklepach szukając produktów, na najtańsze. Chciałbym popijając wino, które kosztuje za butelkę więcej niż 17 złotych polskich, zapytać Cię: "Kochany, gdzie chcemy polecieć na wakacje w tym roku?" i szukać w sieci ofert miejsc, które spełnią marzenia wzroku. Chciałbym zacząć w ogóle orientować się, gdzie można pójść coś zjeść w Stolicy naszej, poza dużą wietnamską michą i makiem gumą donald. Chciałbym zaprosić moich Przyjaciół na super kolację, którą ugotuję i nie tłumaczyć się, że od trzech miesięcy nie mam krzeseł, których nie mam czasu odzyskać tylko pojechać do ikeji i kupić nowe. Chciałbym wjechać swoim kabrio peżocikiem ze sztywnym dachem do podziemnego garażu i zapomnieć co to odśnieżanie samochodu. Chciałbym pójść na basen późnym wieczorem, który znajdowałby się na osiedlu w moim apartamentowcu, gdzie rano na tarasie będę popijał kawę z kawiarki, której nie wyszukałem na alegro, żeby było taniej, z mlekiem sojowym, którego nie kupuję w biedrące bo tam jest zawsze w promocji. Chciałbym chodzić do fryzjera raz w miesiącu. Chciałbym dbać o swoja twarz, nie za pomocą kuponów rabatowych w salonach o wątpliwej higienie przyrządów. Chciałbym mieć osobistego trenera już na zawsze. Chciałbym mieć ochotę na masaż bez myślenia gdzie i u kogo, żeby po znajomości. Chciałbym wejść do haiemu i nie uderzać do wieszaka z czerwonymi strzałkami - przecena. Chciałbym kupić sobie pianino, chciałbym kupić sobie mikrofon, chciałbym chodzić na lekcje emisji ot tak, bo chcę się rozwijać, chciałbym kupić sobie nowy obiektyw i nowy aparat, chciałbym ajpada. Póki co mój mózg pada.  Chciałbym korzystać ze świata. Daję temu Światu siebie całego, Świat ze mnie korzysta, chcę korzystać ze Świata. Kurde, jestem tu tak krótką chwilę. Czy to co jest i mam teraz jest pełnią? A co jeśli tak?

Doceniam to, co mam. 

czwartek, 21 marca 2013

zdarzenie.czołowe_______________

Moja głowa przejmuje czasami kontrolę. Idzie perfidnie na czołówkę z kłującym sercem. Dzisiaj serce jest fiatem 126p - maluchem, a głowa ogromnym tirem. BUM. Czołówka. Wypadek. News w gazetach - maluszek nie miał szans, a tir wyszedł bez szwanku, kilka zadrapań. Kim jest kierowca mojego TIRA? Mojej głowy? O! Głowo - wspaniale sabotujesz moją nową rzeczywistość. Jedziesz ten swój monolog: "Nie tak, nie ten, nie tu, nie tędy". Nie nie nie nie. Bla bla bla. Oczywiście, że jestem w strachu i w niepewności. Serio nie wiem. 

Lubię patrzeć jak śpisz, a ja piję kawę, bo kochasz spać. A jak sobie przypomnę Twoją twarz za dnia to się uśmiecham. Jak mnie uczysz języka migowego, to cieszę się w środku niesamowicie. Twoje oczy mają taką ekstra złotą obwódkę wokół źrenicy. Nie mogę się doczekać piegów na Twoje twarzy latem.

Wiem to i czuję. Dobrze, że przyszedłeś, bo zmieniło się wiele. Dziękuję.

Jesteś obecny dzisiaj. To dzisiaj jest dla mnie wszystkim, bo serio serio nie wiem co będzie jutro, jakkolwiek chujowo górnolotnie to nie zabrzmi. Boję się tak samo jak Ty, bo noga może nam się powinąć, z reszta już się powinęła. Może się nie udać. Trudno jest budować coś, przepraszam - Coś. Nie wiem. Moja zgorączkowana głowa rządzi dzisiejszego wieczoru. Idę spać.

Najwyżej zostanie po mnie sweter, który dzisiaj dostałeś. Uśmiech. Ironia - broń.

wtorek, 19 marca 2013

bez.fotoszopu.pa________________ja.jestem.ja.tak.jak.ja.

Pewnie, możemy użyć jednej warstwy, drugiej i trzeciej. Z grymasu zrobić uśmiech, zatuszować użyciem kolejnej maski zmęczenie pod oczami. Pędzlem wykroimy talię tak, żeby nie widać było zajadania emocji w środku nocy. Pewnie zróbmy to. Ubierzmy się jeszcze w łatki typu - pedagog, matka, dziecko, student, ksiądz, premier, dyrektor. Nośmy się tak. Poprawieni, wyretuszowani z fatałaszkach ról, które narzuca nam rzeczywistość. Nie, kręcę głową z całej siły na nie. A już na pewno nie tutaj.

Tutaj jest w pełnej ostrości, w jarzeniowym niefajnym świetle, bez mejkapu, z lustrem przy twarzy. Mam takie zwierciadło przed sobą też. Nigdy tutaj nie stawiałem się wyżej, zawsze kąpię się z podmiotami w bagnie emocji. Zarzucając coś komukolwiek, zarzucam i sobie. Obserwując kogoś, obserwuję siebie jeszcze staranniej. Czy mam się przejmować, że nie używając imion i tak 20 osób wie o kim mowa? I dobrze. Niech wie. 

Adam, uważaj, Adam bądź ostrożny, Adam nie powinieneś, Adam a jak ktoś to przeczyta?

Jak się czyta, że jestem umazany gównem własnego świata po pachy, to wszystko jest świetnie, ale jak komuś postawię lustro przed twarzą... oj... niedobrze. Nie takiej rzeczywistości chcę. Nie zgadzam się. Mogę oberwać, ale uderzając we mnie uderzasz w samego siebie. Przyjmę ten cios, co więcej nadstawię drugi policzek. 

Dziękuję za troskę, za telefony i rozmowy. Dziękuję naprawdę.

Ja jestem ja, tak jak ja. To moja mantra. Nie krzywdzę nikogo. Stoimy w tej samej kolejce po szczęście i spełnienie.

sobota, 16 marca 2013

nie-bajka.o.miejscu.na.R.____________powroty.do.tej.samej.rzeki.


Było sobie i jest miejsce na R. Gdzie było, a nie jest wesoło. Gdy tu przyszedłem po kolei spływały do moich uszu historie. O tej co straciła dziecko jeszcze w brzuszku. O tej co krzyżowała nogi, żeby nie urodzić za wcześnie, wiedząc, że maleństwo nie przeżyje. O tej co jako jedyna miała dziecko, niepełnosprawne i umarła bo zjadło ją zwierze ze szczypcami, o tej co całe życie kochała pewną kobietę a nigdy tego nie powiedziała. O tej samotnej, co kochała całe życie tego jedynego, który wyjechał za wielką wodę. O tym co spłonął mu dorobek życia, jego prywatna kraina miodem płynąca. O tej, co mąż jej odszedł nagle wychodząc z domu nie powróciwszy doń już nigdy. O tym w którym się podkochiwałem, a on ciągle chorował lądując w miejscach gdzie wbijano w niego igłę za igłą. On wyjechał z miejsca na R. i nigdy już nie wrócił i nigdy już nie zachorował. Ja, wyjechałem i powracam czasami do tej nie bajki. Gdzie znowu spływają historie, o tym, co mając niewidomą siostrę ujrzał umierającego nagle na udar zwojów ojca swojego. O tej co o mały włos nie zaczadziła (ała?) w mieszkaniu i teraz z niedotlenioną głową na wiosnę chodzi będąc jakby jej nie było. O bardzo dobrym kumplu, który oznajmił, że się rozwodzi. Wyjechałem i znowu powróciłem, po miesiącu, kompletnie nie spodziewając się kolejnych wiadomości... Mojej stąd mamie odchodzi we śnie brat bliźniak. O tym co ma małego synka, którego czekają trzy operacje. No i tym, którego tak lubię a dotyka go historia podobna do mojej. Rak. Mama. Masakra. 

Nie dziwię się, że trafiłem tu z A. ja z Mamą, Ona z Tatą w przeszłości. Teraz jesteśmy tu na szczęście tylko gośćmi. A. twierdzi, że to taki czas, że ludzie umierają, że chorują, że odchodzą, że nie są szczęśliwi... a my dostaliśmy to w pakiecie ładny czas temu. Może tak jest... A jednak nie umiem oprzeć się wrażeniu, że bajka o miejscu na R. nie jest bajką, albo jest bajką złą. Chcecie bajki? Nie, nie chcę takiej. Jutro wyjeżdżam.

Powroty. Wchodziłem do tych samych rzek, przyznaję... i nigdy, te dwa razy nie wychodziło...bolało. 
A wokół mnie powroty. M. - swego czasu kłamcą nazwany - wraca, M. - młody - wraca. Czy popełniają błędy? Nie. Idą za szczęściem. Przecież nie popełniamy błędów, bo wszystko jest nowe, choć stare. Ufff. Tęsknię, ale nie za tym co było, za tym co jest.

piątek, 15 marca 2013

kąpiel.z.Królową______________wszystko.jest.w.bani.

Królowa. Wczoraj obchodziła 30ste urodziny. O Niej pierwszej mówiłem - Królowa, bo Nią jest. Poznaliśmy się kiedy przeżywała największy koszmar swojego życia. Kiedy Jej mózg i Serce były jednym wielki wynicowaniem kloaki i oddawaniem kałomoczu, a Jej dusza zamieniła się w pierdzącą cipę. Pamiętam jak wyglądała. Szary ogromny szal, w którym się chowała. Królowa. To Ona, trzymała mnie za rękę w dwóch totalnych momentach. Przytrzymywała mnie wówczas, kiedy to moja dusza... była tym czym była. W stanie gówna. Po prostu przy mnie była i dokładnie wiedziała co czuję, co myślę. Rozrywało mnie tak samo jak Ją samą kilka miesięcy wstecz. Królowa. Ponoć nie znam Jej w pełni. Może nikt Jej nie zna. To G. nie raz zeskrobywała Jej pijane ciało z parkietów warszawskich piwnic. Ja nie musiałem tego robić. Królowa, którą znam, dumnie nosi swoją koronę, czasami ją gubiąc, pokornie przyznając się do tego, ale nawet najlepszym się zdarza. Kocham Ją. Przeglądam się w Niej. Dziękuję, że jest.

Mając dziwny poranek obecny w mieście na R. zajrzałem do starych zdjęć swoich. Wniosek: poza szlachetnym zmęczeniem, nic się nie zmieniło. A jednak dopiero dzisiaj lubię na siebie patrzeć. Nie zawsze, bo każdemu zdarza się dzień świni. Hm. Dopiero dzisiaj. Nie dziwne, skoro kiedyś miało się obok siebie jebanego adonis(k)a, którego należało adorować i kochać przez cały czas, nie dziwne, że ja byłem umazany błotem w moich oczach. 

Dzisiaj, kiedy mówisz mi Ty, że jestem piękny, umiem to przyjąć, i uśmiecham się. Kiedy ja mówię to Tobie, naprawdę to czując, Ty dopiero powoli wychylasz się na światło. Jesteś piękny wiesz?

wtorek, 12 marca 2013

bez.kobiet.gej.ułomny___________

Ta w Toruniu. Ta w Szczecinie. Ta się obraziła, bo Ją zaniedbałem. Ta oddalona choć bliska była. Ta już rozmawia w serialu ze wszystkimi tylko nie ze mną na żywo. Z Tą się styki przepalają zbyt często bo jedyna się tu ostała więc się troszkę wieszam. Ta zaciążyła i w dodatku się doktoryzuje. Ta wychowuje maleństwo już i do pracy biega. Ech... Kobiety ważne. Kobiety trzymające mnie za rękę, słuchające, wylewające zimną na łeb wodę, Kobiety utulające, Kobiety pijące, Kobiety rozmawiające. Kobiety te za daleko ode mnie. Potrzebuję Was.

Mam tyle wątpliwości. Zmęczenie robi swoje. Negacja codzienna i szybkie nerwy. Brak ujścia w rozmowie z Wami. Tyle wątpliwości. Ty byś mi powiedziała: "Sam się stawiasz w tym miejscu", Ty: " Ok, więc chcesz czy nie?" Ty: "No dobrze, a jakby spojrzeć na to z osiemdziesiątej strony" Ty: "Oj Adasiu, ja nie umiem tak pomagać i się stresuję". Ty: "No, Adam rób jak uważasz". Tak byście mówiły, a nie mówicie. A ja tu. Czekam. I tęsknię kurwa tak bardzo, a dookoła jeb to, jeb tamto. 

Wiosna mnie oszukała i nie tylko mnie. Pierwszy raz dałem się tak wrobić. Już poczułem chód tenisówkowo - chodnikowy. Już marynarka jedna druga. Słońce. Wiatr. DUPA - ŚNIEG! I ten tydzień już trwa tak długo trwa, a wiosna dopiero za tydzień. AT LAST!, czyli Nareszcie!

sobota, 9 marca 2013

LEĆ_____________nie.lot.

To nie może czekać do jutra. Tak właśnie jest, dzięki nie powiem czemu zrozumiałem dlaczego latałem tak dużo w snach... uciec uciec uciec. Może dlatego byłem na chwilę stewardem, żeby ciągle uciekać, wznosić się i lecieć. Moment kiedy siedziałem w kokpicie w ostatni dzień mojej lotniczej pracy, kiedy samolot ustawił się na pasie, nabrał prędkości, zwolnił hamulce, a dokąd a dokąd a dokąd na wprost, szybciej szybciej szybciej. Moment, w którym dziób uniósł się w górę i zamiast ziemi zobaczyłem niebo, poczułem, że się wznoszę. To dosłownie zapiera dech w piersiach... Ten krótki 40sto minutowy lot, niekończący się zachód słońca, wysoko wysoko wysoko, co za wspaniała ucieczka. A ten wyjazd na dłużej? Czyżby znowu uciekać mi się zachciało? Z drugiej strony nic dziwnego. Czy kiedyś trzeba lądować?

O KURDE... ale lot. Mętlik mam. Gdzie jest spełnienie? tam w górze? a lądowanie to śmierć? Czuję, że ciągle jestem na boardingu, ładują we mnie bagaże, żeby mnie dociążyć, kolejni pasażerowie wchodzą na pokład, we mnie, zabieram ich ze sobą, Was wszystkich. Polecicie ze mną? Niektórzy już siedzą na tym pokładzie od dawna. Ciągle przede mną kołowanie, ustawianie się w kolejkę, ciągłe sprawdzanie warunków. Czy mój lot jest zaplanowany? Będzie punktualny? Opóźniony? Czy odwołany? To latanie. Ucieczka? A może właśnie go go go go! W górę! Wzlecieć! Spełnienie tam!

Harfistka. Została uduszona. Jak moja kuzynka kilka miesięcy temu. Uduszona. To nie strzał. Strzał i koniec. Ktoś. 29lat chłopak, dokładnie ten rocznik co ja. Zacisnął ręce na tej łabędziej szyi i zabrał oddech. Musiał poczekać do samego końca. Duszenie. Dusić. Trzeba udusić cebulkę razem z kurczakiem na wolnym ogniu, puszczone soki wymieszają się ze sobą nawzajem i zjemy ze smakiem pyszną potrawę. Masakra. Duszenie. Nie lubię duszonej marchewki z groszkiem. 

Jeszcze kolejnej rzeczy nie lubię. Jak jadę autobusem, takim starszym i jak się zatrzymuje to mu tak szyby drżą we framugach...AAA! atak na mój słuch.

Udusił Ją.

piątek, 8 marca 2013

śmierć.f.filharmonii________wieczór.z.tytułem.

Została po Niej harfa. Kilkadziesiąt strun. Ona wiedziała. Słuchałem Jej. Była w moim życiu przez kwadrans, a dokładnie pamiętam jak wyglądała, jak przestawiała swój instrument zanim zaczęła go używać. Zaczęła. Pięknie. Czarna suknia, spiczasty nos, włosy w kok. Zabili Ją. 27 lat. Pojechała zagrać koncert, no i zagrała. Śmierć jest taką jedną wielką symfonią. Jak tu nie myśleć, że w raz z narodzinami zaczyna się śmierć. 27 lat. Ciekawe jak spędzała sylwestra? Jej ostatnie święta i prezenty. Ostatni śnieg. Ostatnie lato. Ostatnie szarpnięcie struny, jak pociągnięcie za spust. Koniec. Nie ma, na zawsze. Z drugiej strony, czy dla muzyka istnieje inne, "lepsze" miejsce śmierci niż dom nut? Filharmonia? Czy w ogóle istnieje dobre miejsce dla śmierci? Chyba nie. Strzał? Ciekawe ile dźwięków, alikwotów ma strzał, FORTE zabrzmiało. Teraz już tylko cisza brzmi. Dudni wręcz, łomoce i stuka. A dokąd a dokąd a dokąd na wprost. Co tam się wydarzyło, pod osłoną nocy. Dlaczego? Jak tu nie myśleć, że jest tak jak ma być? Mój argument, kiedy smutniejesz Ty jak zaczynam mówić o wyjeździe za trzy miesiące, który być może nigdy nie nastanie a mówię, za trzy miesiące może mnie nie być, więc po co się tym zajmować teraz, dzisiaj nabiera nowego znaczenia. Tak miało być? Śmierć Harfistki i już? 27 lat? Trudno się na to godzić. Żegnaj.

Dlatego nie wiem czy Cię pokocham. Nie wiem na ile tu jesteś. Bo zawsze jest dla mnie tylko dzisiaj. Jutro będzie nowe zawsze, które umrze jutro. Zostań, bo przy Tobie robi się spokojniej, kompletnie nie wiem dlaczego. Wiem już, że cudownie możemy się w sobie przeglądać. Ja patrzę w Ciebie, w niego, w niebo. Pamiętasz? Czytałeś? Nie zadrżał  świat, nie zastrząsł  się w posadach. Nie biegam i nie krzyczę, że jestem zakochany, ludzie ludzie słuchajcie. Przyszedłeś. Zostałeś. Dziękuję. Harfistki już nie ma. Dobrze, że my jesteśmy. Nie wiem tylko na jak długo. Weźmiesz to i zostaniesz?
21kobiet____________dzień.bez.tytułu.

Każda z Was jest we mnie. W każdej z Was jestem ja. To były spotkania, czasami jedno zdanie. To są spotkania, czasami całe zdania. Byłyście. Jesteście. W każdej z Was mam kawałek tej, której już fizycznie nie mam. Ogromnie dziękuję. Kształtujecie mnie. Jesteście ze mną. Czasami bliżej i wtedy jest wspaniałe. Czasami za blisko i potrzeba przerwy. Czasami za daleko i jestem zły, choć mam nadzieję, że pamięć Wasza jest o mnie. Moja o Was jest. Kocham każdą z Was i jesteście na zawsze w moim pojemnym sercu. Dziękuję.

AW AM AS MU ML NK AB KH SK AW EB ET MW MW AN AM EP KB HP MP ED 

Gdyby nie świąteczne Kobiety, dzisiejszy dzień byłby dniem bez tytułu. Rozwalony. Do wywalenia. No, może nie do końca do wywalenia, bo po pierwsze jeszcze się nie skończył, a po drugie jednak małe to i male tamto było fajne, śliczne, miłe, sympatyczne, ładne i dobre. Za to oczywiście wdzięczny jestem.

Duże zadanie od K padło, póki co kompletnie sobie nie radzę, czuję, że znów mój statek wpływa w lekki sztorm, już czuję wiatr porwisty, ale dam radę. Przytrzymam się sam (haha, napisało się - dam... świetnie). 

Wdech. Wydech. Biorę. Daję. Czasem nie wiem. EKSPLORUJĘ nas.

środa, 6 marca 2013

Dzień.dobry.poproszę.spacer_____111zł______s.pełnienie_____3sprawy.

1sprawa:
Otwieramy tak o 8 rano. Pierwsi klienci zjawiają się zaraz po otwarciu, badamy wzrost, wagę, upodobania spacerowe.
- Dzień dobry, poproszę spacer.
-Oczywiście, wózek spacerowy? Czy pozycja leżąca?
-Leżąca.
-Waga? Wzrost?
- 89, 194.
- Świetnie, czyli model "Zuzia XL". Czas?
- Dwie godziny.
- Prowadzący?
- Tak, poproszę Panią Marysię.
- Świetnie. Zapraszam do szatni.

I ktoś mnie wiezie. Ja opatulony, tylko kawałek buzi wystaje. Oczywiście wózek ma dodatkowy napęd, bo żadna Pani Marysia nie da razy mną powozić. Jedziemy. Zasypiam. Budzę się. Słyszę szum samochodów. Potem już nie. Nic mnie nie obchodzi. Co jakiś czas dłoń Pani Marysi dotyka mojej twarzy, żeby sprawdzić czy nie jest mi za gorąco, albo za zimno. Nasłuchuję rozmów Pani Marysi, z Panią Zosią. Nachylają się nade mną, mówią: "Jej, jaki piękny, jaki duży, jak pięknie śpi, jak się pięknie uśmiecha, jak pięknie to, jak pięknie tamto". Dowartościowanie w pełni. Wracamy. Wstaję. Wychodzę. Piękny dzień przede mną. Taki pomysł na biznes. 

2sprawa:
Ile kosztują majtki Kalwina Klajna? A buty kogoś tam kogoś? Najka na przykład. Dużo za dużo. Ciągle słyszymy, mam to, mam tamto, za tyle, za tyle. A ta w tym, a ten w tamtym. Eksperyment. Policzyłem za ile mam dzisiaj na sobie rzeczy. 111zł. Dokładniej? Sakrpetki - kradzież z teartu, majtki 7zł, dres 15zł, buty (kupione 3 lata temu) 30zł, bluza - free, t-shitr - free od pracodawcy, szal (3 lata temu) 30zł, golf - 30zł. Dobrze policzyłem? Śmiech na sali. To się zmieni.

3sprawa:
Spełnienie. Krótko. Przyjdź. Zmieniam się. Prawie jestem gotowy na przyjęcie. Ulga będzie wspaniała.


piątek, 1 marca 2013

nieprzeczytane.litsty.ty.____a.Ty?_____na.kogo.wypadnie.na.tego.

Wstawiony post. Nie ma co ukrywać. Piekielnie prawdziwy. Ogieś Przyszedłeś dobrze znany niezapowiedziany jak zawsze gościu. kto?co? Trzy litery. Na "D" jak dupa.  Przed chwilą zdałem sobie sprawę dlaczego. 

DWA LATA. 

Wdech. Mijają dzisiaj dwa lata. Pasowało wszystko prawda? Od pierwszego spotkania oczu. Nieważne, że żona i dzieci. Byliśmy. Pamiętam "Niebieskie migdały", od kiedy wszedłeś, a potem jak trzymałeś niezgrabnie filiżankę z herbatą, a ja udawałem, ze jestem taki oczytany z Murakamim u mojego boku, pamiętam jak odjeżdżałeś na rowerze, a ja gdzieś zadzwoniłem do kogoś bliskiego, i powiedziałem "coś się dzieje." Pamiętam - coś we mnie topniało, jak ten śnieg co teraz, bo wiosna idzie. Spacery. Jeden. Drugi. Trzeci. Kolacja. Noc. Cztery lata. Wszystko pasowało, od początku. Nasze ciała pasowały. Nasze mózgi pasowały. Nie ma. Nie ma. Nie ma. Życie nas rozjebało. To była była była była wielka miłość. Jedyna i niepowtarzalna.

DWA LATA.

Do dzisiaj mam folder listów pisanych do Ciebie, po rozstaniu. Listów wiosennych. Ja pierdole, jak tamta wiosna bolała. Fizycznie bolała. Nigdy nie byłem w stanie ich przeczytać. Nawet teraz. Nie będziemy razem. Ty już gdzie indziej, a ja tym bardziej. Szarpiemy się, ale listy nadal zostają nieprzeczytane. Nie mogę. Nie umiem. Pasowało wszystko. Dziękuję Ci P. za tą miłość ogromną. Dziękuję, że wziąłeś moja rękę i powiedziałeś "chodź". Choć było trudno od samego początku. Jesteś cholera w moim sercu, bo jak mógłbym kłamać, że nie. Wybielił czas wiele spraw, ale zapachy naszych miejsc pamiętam i będę pamiętać zawsze. Wydech.

DZISIAJ.

Co jest dzisiaj? Weźmiesz mnie za rękę? Kurde, przyjdź i weź. Pierwiastki między nami mogą nie wystarczyć. I teraz kiedy nie odbierasz. Nie oddzwaniasz. Nie chcę mieć tych myśli co mam. Chcę zasnąć. Będzie inaczej jutro? Sabotaż moich myśli i czuć. Szantażuję sam siebie. Taka wyliczanka: "Na kogo wypadanie na tego bęc". Szkoda, że wiem po jakiej stronie kogo? co? ustawić, żeby przewidzieć wynik. Przegrywamy?

JUTRO.