czwartek, 26 września 2013

a.w.główce.marzeń___stop

Postaram się pozwolic sobie na słabośc i odpuszczenie (bynajmniej nie grzechów). Postaram sobie pozwolic na bezradnośc. Bo zawsze dawałem radę. A teraz się to do mnie dobija. Odpuśc. Odpuścic. Odpuszczam. Postaram się. To mogę zrobic sam.

Potrzebuję tego, żeby ktoś się mną zaopiekował. Żebym się dał zaopiekowac. Tego już sam nie zrobię. Tego upatruję sobie w relacji. Bo tak mało tej opieki było. Za mało. A tak by było fajnie miec tego więcej. Nie chodzi o podsuwanie jedzenia pod nos. Nie chodzi nawet o bezpieczeństwo. Nie chodzi o mówienie misiu pysiu Adasiu. Wow... nawet nie wiem o co chodzi. Co to znaczy? Tak mało to znam. Tak bardzo zawsze musiałem dawac radę i opiekowac się nie sobą, a kimś. WOW. Jakby to było dac się zaopiekowac sobą? Jej... naprawdę nie wiem. Nic mi nie przychodzi do serca i głowy. Poszukuję OPIEKACZA. Kto mnie OPIECZE? śmiech.

A w główce marzeń sto. A w sercu marzeń sto i więcej. Jestem w trakcie ostatniej próby. I nie jest to wyzywanie losu, że jak się nie uda to się pochlastam i już nigdy więcej. Bo co to ten los i co to ten Bóg? Po prostu. Chciałbym bardzo, ale przecież nie zrobię więcej niż mogę. A jak się nie uda, to dzisiejsza noc dała mi odpowiedź jakie są moje potrzeby i te będę wypełniał, szukając OPIEKACZA. I już więcej nie napiszę. A w główce marzeń stop.

W jesieni jest coś z odpuszczania. Impreza przenosi się do podziemi gdzie wszystko dudni i skacze, a na powierzchni jest taki spokój. Takie bezciśnienie. 

I znowu. Kobiety mnie na nogi rude stawiają. Dziękczynnie. Dziękuję.

czwartek, 19 września 2013

pełne.olśnienie.w.pełnię.

Ja pierdolę!

30 dni bez pisania. Ten miesiąc był jednym wielkim spadaniem w sraczkę, w gówno, aż poczułem się totalnie sobą obsrany.

Obudziłem się wczoraj po popołudniowej drzemce. Dół. Constans ostatnio. Myślę sobie, napiszę do O. komuś muszę, a do Niej dawno nie pisałem. I tak planuję w głowie co napiszę. Że to, że chuj z tym, że ja pierdolę, że już nie mogę, że dół, że dlaczego. A potem! JEB! Obuchem w łeb! CO SIĘ DZIEJE!!!!???

Pytam się, kiedy to się stało? Kiedy stało się to, że myśl o posiadaniu faceta, byciu w związku zdominowała WSZYSTKO, najwszystko! Każda myśl, każdy ruch gałek ocznych był oddany wypatrywaniu Ciebie. Nie ma Cię. Kurde! Dół za dołem, poszedłem w jakieś chlanie samotne bezsensowne, praca, dom, drinki, sen, kac, dół, praca, łzy pod prysznicem. Kiedy to się stało, że myślenie i czucie o miłości zaczęło byc biczowaniem siebie mnie?

Rzuciłem pilotem o ścianę, ziemniakiem o podłogę, a komputerem o stół. WOW! Dosyc. Agresjo WON! 

DOSYC TEGO!

Jednocześnie, nie mogę zrobic tego co wszyscy do niedawna mówili - przestań o tym myślec, to wtedy przyjdzie, pierdol to, miej wyjebane, odpuśc. Nie chcę, bo to tak jakbym odpuszczał i pierdolił siebie. Bo przecież nadal chcę. Tylko bez tego czarnobielstwa już. Wystarczy hej.

Wścieków penisa nie ma. Póki co. Przytulic bym się tylko w nocy chciał, bo cholera zimno się zrobiło.

Środka potrzebuję. Równowagi. 

Egzemplarze spotykam ciekawe. Niezorganizowany krawiec  Ma, czy zbunkrowany zwirusowany Mi. Krawiec by się mógł odezwac, bo fajny jest, ale jego niezorganizowanie mu niezorganizuje smsa do mnie. A zwirusowany? To ściana dla mnie nie do przebicia, nie z moim systemem. Nieźle było spotkac kogoś o wrażliwości rozbuchanej o milion razy bardziej, o autodestrukcji poziomu w chuj! 

I te sny! Szkarlatan rzygający po tym jak go pieprzę w usta, Półgrek który całując mnie na siłę wrzuca do ust monety, które mi się przyklejają do przełyku. Wszędzie jakieś gwałty na mnie, albo ja na kimś. SPOKÓJ!

Uff.

Potrzebowałem to napisac, nie wiem czy to powrót czy nie. Jeśli tak to w innej formie.