środa, 30 stycznia 2013

windą.do.serca________ludzie.z.metra.wycięci.


Spotkałem kiedyś jadąc w metrze swoją nieżyjącą Mamę. Starszą dokładnie o te sześć wówczas lat, które minęły. Wpatrywałem się w Nią, kobietę podobną jedynie. Nie pojechałem kilka stacji dalej, nie powiedziałem nic, nie zrobiłem zdjęcia. Obraz został w mojej głowie i tam jest.

Spotkałem Calineczkę pięćdziesiąt lat później, która uciekała co i rusz w sen zatapiając się w swoim wielkim kołnierzu płaszcza jak w płatkach tulipanu. Uśmiechała się przez sen. Było Jej tak dobrze. Zamglone oczy. Wspaniałe. Uśmiechaliśmy się tylko do siebie. Chciałem Jej powiedzieć, że jest piękna. Nie powiedziałem.

Spotkałem go wczoraj. Wsiadłem specjalnie do tych samych drzwi, trzymaliśmy się jednej rurki w metrze wymieniając spojrzenia co i rusz. Piękny byłeś, wiesz? Chciałem żeby ta podróż na spokojny Żoliborz trwała i trwała. Plac Wilsona nastał szybko, zbyt szybko. Wysiadłem, nie pojechałem dalej, nie napisałem mu kartki: " Jeśli z nikim nie chodzisz, chodź ze mną na kawę". Nie spotkam go pewnie już nigdy. Jednak te chwile kiedy wyobrażałem sobie, że moje palce brodzą w jego czuprynie, jak smakuję jego zapach, te chwile, były wspaniałe. G. twierdzi,że takie flirty z metra czy innych środków komunikacji i miejsc powinny takimi pozostać. Może i tak.

Będzie dobrze. Wczorajsze zmiany zaowocują. Zjeżdżam windą do serca i mieszkam tam. Kolejna przeprowadzka. Z każdym wydechem znajduję się właśnie tam. Rozciągając to skołatane, kłujące i zgniecione miejsce. Czas najwyższy. 

Jakby to było? Do czego to mi jest potrzebne? Dobre pytania. Będzie dobrze. Jest. I przyjdziesz, właśnie robię dla Ciebie miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz