poniedziałek, 14 stycznia 2013

banały.rudej______________

Takiego wieczoru jak dziś nie powinno się spędzać samemu, nawet nie samotnie - w samotności nie ma nic złego, ale samemu. Sam. Jestem sam. Wyindywidualizowane płatki z rozentuzjazmowanego spadającego z czerni wysokiej śniegu nieba - to jest obecny obraz za oknem. Powinieneś być obok, siedzieć z laptopem albo książką albo słuchawkami na uszach w fotelu co chwila zerkając na mnie upewniając się, że jestem i uśmiechając się ukradkiem zdając sobie w tejże chwili sprawę z tego jak jesteś szczęśliwy. Jak jesteśmy razem szczęśliwi. Razem. Banał co? Świece, kadzidła, koc, kąpiel, kolacja, wino, pachnąca pościel. To wszystko już było, a jednak na nowo chcę tego znów. Banał.

Pragnę banału? 

Wczoraj pewna myśl uderzyła w zwoje mojego mózgu jak fala tsunami. Kiedy patrzyłem na MM, który przyjechał wieczorem i został na noc, zacząłem się zastanawiać czy tak łatwo bym ___TO___ zostawił? To czyli co? Wybór, że dziś sobie siedzę sam, a jutro ktoś przyjdzie, albo ja pojadę gdzieś, albo nie. Nie dalej jak wczoraj krzyczałem pragnąc stałości, a dziś rozwiązuję tą stałość, a może ___TO___ jest moja stałość. Niestała stałość. Srałość. Banał. Pozostaje niewiedza. 

Mimo wszystko, gdybyś przyszedł i był, byłoby łatwiej. Bo przecież będziesz tym wymarzonym, na daną chwilę, z zarostem na twarzy, nie najkrótszymi włosami bardziej ciemnymi, niż jasnymi, z dobrze zarysowaną szczęką i głosem podobnie niskim do mojego. Banału pragnę? Nie. Pragnę Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz