poniedziałek, 21 stycznia 2013

spragniony__________

Tego uczucia, które mam w tej chwili w sobie, o 17:50, 21.I.2013 roku nie da się chyba opisać słowami. _____TO PRAGNIENIE_____, które ugniata mi podbrzusze, coś podchodzi do gardła, w sercu jednocześnie kłuje i robi się ciepło, i taka pustka się robi, delikatny uśmiech na twarzy i ogólna radość, choć taka podskórna i jednocześnie smutek wynikający z niepewności. Tak właśnie pragnę Ciebie w tej chwili. Ciebie, który przyjdziesz. Żoliborskie popołudnie, kawa z cynamonem, darshan - olejek, kończy się pranie. Sam.

Jak ma nas nie rozrywać, skoro mamy tyle bodźców? Skoro jesteśmy od nich uzależnieni? Chodzimy jak tykające emocjonalne bomby po ulicach. Dzisiaj G. na próbie buchnęła płaczem, po prostu, bo tak, bo się dzieje. Bo on nie odpisał, bo tamten był widziany, bo znowu nie jest tak jak ma być. Wdech. Wydech. A z kranu mi kapie woda i nie wiem co z tym zrobić i jak jebnie w nocy i tryśnie... - chciałem uciec w erotyczne zdania, ale się powstrzymuję, aż tak ekshibicjonistyczny nie jestem (póki co).

Rozmowa, o dzieciństwie, o zdjęciach, video z komunii i koncertów. Nie chcę. Tyle razy już miałem się za to zabrać, tylko po co? Tego już nie ma. Nie chcę zdjęć. Zdałem sobie sprawę, że wolę czytać o konkretnych dniach, tak jak będę czytał to, co teraz piszę zaglądając Ci przez ramię i obserwując Twoje reakcje. Przeniosę się wówczas do godziny 17:57, samotnego czasu, gdzie emocje wirują jak moje jeansy, jak emocje ze mnie spadają jak skrzynka z lekami z pralki. Wiruję, wiruję wiruję i noc. Znowu zapomniałem kupić melisy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz