czwartek, 2 lutego 2017

rycerz

Bo to nie chodzi o to, że masz być rycerzem w ślniącej (tak, ślniącej) zbroi. Czyściutki. I w ogóle bez grzechu.

Właśnie miej te grzechy. Ja też je mam. Tylko już wiem, że chcę inaczej.

Że chcę troski. Że chcę opieki. Że chcę intymności. Że chcę dojrzałości.

I fajnie by było, żebyś Ty też tak chciał. Że nawet jeśli się puszczaliśmy, ćpaliśmy i ruchaliśmy i traktowaliśmy kogoś jak worek na spermę, albo ktoś nas tak traktował, to ciągle pamiętamy jak to było kiedyś. Kiedy dawanie i branie było ciągłą wymianą.

I jak tak sobie chodzę, i patrzę i czuję, to chyba to mnie przeraża najbardziej, że tylko jeden z Was w tym czasie burzy roku ostatniego zaopiekował się mną.

Byłeś uważny na mnie. A jak Ci powiedziałem, że "wiesz ja za dużo daję, chciałbym się nauczyć brać" i jak znowu dawałem dużo, to Ty to zauważyłeś i choć było Ci dobrze to powiedziałeś: "bo ty znowu dajesz, a ja chcę, żebyś wziął". I bynajmniej nie chodziło tu o danie dupy.

I chcę wierzyć, że zatrzymałem się przed granicą, za którą już nie umie się inaczej. Za którą dotykanie jest substytutem namiętności, a całowanie substytutem intymności.

Chcę się uczyć na nowo radości z cielesności. Chooooodź.

Ale bez żądnej presji. Ja sobie jestem. Jest mi dobrze. I świat nie jest już tylko czarno biały. Tylko jak coś jest czerwone, to jest czerwone, a nie mocno pomarańczowe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz